poniedziałek, 5 listopada 2007

Nocna wycieczka

Gdy tylko wyszedłem z pracy uderzyła mnie chłodna fala powietrza. Było pioruńsko zimno. Postawiłem kołnierz w kurtce, ale niewiele to dało - chłód ciągle był bardzo dokuczliwy. W świetle zapalonej latarni udało mi się dojrzeć słup ogłoszeń na którym jeszcze parę godzin temu wieszałem plakaty.
Wraz z pierwszym zrobionym krokiem zacząłem się zastanawiać, czy wycieczka w najbiedniejsze rejony Otwocka o tej godzinie ma sens. Było zimno, ciemno i niezbyt bezpiecznie. Na szczęście szybko przezwyciężyłem te myśli i ruszyłem w kierunku liceum im. Słowackiego. Marsz nie zajął mi długo. Gdy tylko minąłem L.O. skręciłem w zalesiony, ciemny plac na którym znajdował się cel mojej drogi - dom Ani. Chociaż było ciemno, a miejsce to widziałem dwa razy w życiu, to nie miałem większych problemów ze znalezieniem małej, biednej chatki. Zapukałem do drzwi.
Najpierw odezwało się szczekanie jamnika. Zaraz potem w drzwiach stanęła mama Ani. I z miejsca rozwiała moje wszelkie nadzieje.
- Nie ma Ani - powiedziała.
- Oj szkoda. Specjalnie wybrałem zimną, nocną porę w nadziei że schroni się w domu.
- Nieee, a gdzie tam. Ona teraz woli siedzieć poza domem niż w domu.
- Bo ja chciałem ją i Łukasza z sąsiedztwa zaprosić do siebie na wieczór. Obejrzelibyśmy film, później poczytali Biblie. I odwiózłbym ją około 22 do domu.
- Kiedy to?
- W piątek albo w niedzielę.
- Panie Pawle, wie pan ze ja ją chętnie puszczę. Jak tylko będzie pod pańską opieką to nie ma problemu.
- To proszę jej przekazać że tu byłem, że ja zapraszam do siebie na piątek. Niech sobe zarezerwuje czas.
- Z nią jest coraz gorzej odkąd ta świetlica przestała działać. Wagaruje bez przerwy i kłuci się ze mną. I ciągle się zadaje z tą Karolina i Kinią.
- No tak. Ja wiem że te dwie się bardzo stoczyły...
- Ja już myślałam o tym aby Anię wysłać do poprawczaka.
- Nie, tego niech pani nie robi. To może jej tylko zaszkodzić. Ja zrobię wszystko aby wygospodarować więcej czasu, ale poprawczaka niech pani unika jak ognia.
Zapadła chwila milczenia.
- Dobranoc. Ja jeszcze muszę odwiedzić Łukasza.
- Dziękuję panie Pawle. Dobranoc.
Kiwnąłem głową i ruszyłem w kierunku drugiego domu. Gdy wkroczyłem na podwórko, rozległo sie szczekanie psa. Ten był znacznie większy niż jamnik Ani. Na szczęście był uwiązany. Spokojnie wkroczyłem na ganek i zapukałem do drzwi. Otworzył młoda dziewczyna, której zupełnie nie znałem.
- Tak?
- Dobry wieczór, zastałem Łukasza?
- Tak.
Dziewczyna znikła i zaraz potem pojawił się w drzwiach Łukasz.
- Cześć. Masz chwilkę?
- No pewnie - wyszedł na ganek i podał mi rękę. Drzwi zamknęły się za jego plecami i zrobiło się ciszej.
- Słuchaj, nie wiesz co sie dzieje z Anią?
- Widziałem ją dzisiaj. Jechałem sobie na motorynce to ją mijałem. Szła z Karoliną i Kingą.
- Aha. Ja chciałem was zaprosić do siebie na grupkę. Obejrzymy Transformersy, poczytamy Biblię.
- Do ciebie?
- Tak, do Celestynowa. Podjechałbym samochodem...
- O, masz już prawko?
- Mam. Przyjadę po was i odwiozę do domu. W piątek albo w niedzielę. Co ty na to?
- No okej. Ja teraz mam czas, bo już na treningi nie chodze. Znów mam problemy z nogą...
- Przez tamto stare złamanie?
- Tak.
- To współczuję. Będę leciał. Do zobaczenia w piątek.
- No trzymaj się.
Podaliśmy sobie ręce. Łukasz wrócił do domu a ja ruszyłem w stronę miasta. Pod przychodnią czekał na mnie transport.

0 komentarze:

Prześlij komentarz