poniedziałek, 20 lipca 2009

Obóz, Misja, Przyjaciele

Dwa ostatnie tygodnie były pierwszymi tygodniami mojego tegorocznego urlopu. Spracowałem się podczas nich jak mało kiedy.

Zaczęło się od obozu dla dzieci w Radości. Przez tydzień opiekowałem się grupką młodych chłopaków z Otwocka i okolic. Byłem ich cieniem przez 24h na dobę. A w wolnych chwilach pomagałem przy tłumaczeniu warsztatów prowadzonych na obozie i organizowałem po nocach spotkania dla osób zainteresowanych wiarą. Przychodziła na nie garstka osób. Ale cieszyłem się że tej właśnie garstce mogę opowiadać fundamentach wiary, istocie chrześcijaństwa i różnicach doktrynalnych. Jak zwykle starałem się skupić uwagę młodzieży na tym jak stać się chrześcijaninem i jak trwać w chrześcijaństwie. Po raz kolejny mówiłem że w dzisiejszym, rozbitym na denominacje kościele najważniejsze jest aby stać się chrześcijaninem. A wybór kościoła w którym czujemy się dobrze, to sprawa drugorzędna i pozostaje w naszych rękach.

Po obozie nadszedł czas na misję. Razem z Filadelfią jeździliśmy do Góry Kalwarii aby pomagać przy półkoloniach dla dzieci. Joe organizował tam zajęcia sportowe (frisbee, football, baseball). My pomagaliśmy. Ostatniego dnia półkolonii byliśmy na zamku w Czersku. Przywiozłem ze sobą drewniane miecze i mój żelazny półtorak. Dzieci były zachwycone mogąc potrzymać tego typu broń w rękach. Misja skończyła się szybko. Zrbilismy pierwszy krok do miasta, które Bóg kładzie nam na sercu.

Miałem też okazję odwiedzić w sobotę moich starych przyjaciół. Zaproszono mnie na ognisko od Józefowa gdzie przez pół nocy gadaliśmy, śmialiśmy się, jedliśmy kiełbaski itp. Czas wygłupów i dobrej zabawy, dyskusji i przemyśleń. Dobry czas.

A wczoraj mieliśmy zwykłą niedzielę. I jak to już zwykle bywa, był to wspaniały dzień. Zaczął się od nabożeństwa na które przyjechało wielu gości. Podczas niego Marek, nowo zapoznany przyjaciel z Radości, prosił o modlitwę o uzdrowienie. A po nabo cały dzień spędziliśmy na graniu w Osadników, Agricole, jedzeniu naleśników, gadaniu i dyskutowaniu. Kinia uczyła się jeździć Suzą po mieście, sprzątaliśmy mieszkanie naszych przyjaciół... robiliśmy wszystko aby pozostać szczęśliwymi. Był to szalony i piękny dzień.

Przede mną tydzień pracy w domu (malowanie) oraz prowadzenia Kursu Filip. A potem jadę do Kołobrzegu. Mam nadzieje odpocząć w ostatnim tygodniu mojego urlopu nad brzegiem morza.

środa, 15 lipca 2009

14 lipca

Trzeba było to zobaczyć. Była ubrana w zieloną bluzkę i żółtą spódnicę. Mała delikatny makijaż i uśmiech od ucha do ucha, mimo ze cały dzień pracowała. Trzeba było zobaczyć ten stół pełen świec. I tą kolacje. Najpierw podała danie: kurczak, ziemiaczki i cudowna sałatka. Potem skromny tort i deser lodowy. Wszystko miało posmak uczuć i serca. W akompaniamencie światła świec i smaku melodii rozmów i ciszy, wszystko smakowało cudownie. Wszystko smakowało spełnionymi marzeniami.

Kolacja była niezapomniana. A potem film. O sile muzyki i uczuć. Pełen relaks i spokój. Pełne wyciszenie. Pełen luz.

Dziękuję.