czwartek, 31 marca 2011

Remont

Klub Smok w remoncie. Od dwóch tygodni jestem w pracy odpowiedzialny za demolkę. Obecnie jestem na etapie zeskrobywania farby ze ścian. Wszystko z powodu decyzji straży pożarnej, która zamknęła klub i świetlicę z powodów bezpieczeństwa. Dzieci się rozpierzchły i nie wiem gdzie są, co robią. Dziś odwiedziły mnie dwie wychowanki. chciały sprawdzić jak długo potrwa remont i kiedy uda się zorganizować jakieś spotkanie - odczuły, że więzi się zrywają i grupa powoli rozpada. Umówiłem się z nimi, że zorganizujemy spotkanie w przyszłą sobotę. Mam nadzieję, że nic nie stanie nam na przeszkodzie i do spotkania dojdzie.

Monotonna, fizyczna praca jest wyczerpująca. przynajmniej dla mnie - nie jestem przyzwyczajony do remontów. Zwłaszcza tak długotrwałych. Codziennie około 5 godzin skrobania farby, wydłubywania drewnianych kołków ze ścian, przenoszenia mebli i rupieci... człowiek naprawdę może się czuć wyczerpany po takiej pracy. Nie jest łatwo, lekko...

Trochę jak w chrześcijańskiej codzienności. Gdy człowiek się decyduje na chrześcijaństwo, decyduje się na bycie kimś na kształt robotnika. Nie dość, że na co dzień staje w opozycji do "moralnych" standardów świata, to jeszcze zgadza się an wieczne remontowanie swojego wnętrza, swoich cech charakteru i osobowości. To nie jest lekkie życie. Ja do dziś się łapię na tym, że w wielu miejscach swojego JA, nie dokonałem żadnego remontu. Tak jakby stara farba, która nie nadaje się do niczego, nie chciała odpaść mimo, że zdzieram ją ładnych parę godzin. A gdy wreszcie odpadnie z powierzchni 10 cm2, to okazuje się to żadnym sukcesem, bo ściana ma 8 m2 i jest pierwszą z czterech. Takie życie potrafi zmęczyć. Ale wiem, że pomimo wszystkich upadków i ciężaru, jest to jedynie słuszna droga - innego życia sobie nie wyobrażam.

Jeden rockman powiedział kiedyś, że człowiek gdy staje się chrześcijaninem, to nie znaczy że staje się dobrym człowiekiem. To znaczy, że będzie miał trudniejsze życie. Remontując świetlicę i myśląc nad swoją życiową drogą, zaczynam w stu procentach rozumieć o co mu chodziło.

wtorek, 15 marca 2011

Przypowieść o bliźniętach

Niektóre słowa nie powinny zostać zapomniane. Ten tekst nie jest mój - wyciągnąłem go z bloga starej przyjaciółki i mam szczerą nadzieję, że za ten mały plagiat nikt się na mnie nie obrazi. Nie znam prawdziwego autora, nie wiem czy w ogóle można tę krótką przypowieść znaleźć gdziekolwiek w internecie. Wiem, że warta jest przeczytania i dłuższej chwili refleksji. Swojego czasu była ona dla mnie wielką inspiracją i uspokojeniem. Zapraszam do zapoznania się z dialogiem, jaki toczyły dwa bliźnięta w łonie matki.

- Ty wierzysz w życie po życiu?
- Oczywiście! Tam musi coś być. Myślę, że jesteśmy tu po to, aby się przygotować do następnego życia!
-To głupie! Nie będzie żadnego następnego życia! Niby jak ono miałoby wyglądać?
- Nie wiem. Ale na pewno będzie tam więcej światła. I może będziemy mogli biegać na nogach i jeść za pomocą ust!
- To co mówisz nie ma sensu! Bieganie jest niemożliwe! I kto ci podsunął myśl, że ustami da się jeść?!
- Nie wiem jak tam będzie. Ale na pewno zobaczymy mamę i na pewno ona będzie się nami opiekować!
- Mamę? Ty wierzysz w mamę? Wolne żarty. I jaka ona jest twoim zdaniem?
- Ona jest wszędzie wokół nas! Ona powołała nas do życia. Nie moglibyśmy żyć bez niej...
- Nie wierzę ci! Nie widziałem mamy. Nie masz żadnego dowodu na jej istnienie! Ona nie może być prawdziwa!
- Co? Ale przecież kiedy jesteśmy cicho,można usłyszeć jak śpiewa albo jak nas dotyka. Myślę, że prawdziwe życie zacznie się dopiero potem...

Pozostawiam to bez komentarza i pozdrawiam wszystkich czytelników.

piątek, 11 marca 2011

Dom

Moim celem jest miłość. Doskonalić się w niej, na wzór Jezusa, który nauczał o niej całe swoje życie. Nauczał nie tylko słowem ale i przykładem. Żadnego ze słów nie rzucił na wiatr - wszystko miało sens i było wartościowe. Do tego podparte przez przykład płynący z jego własnego życia. Miłość, która wiedzie na krzyż.

Ile taka miłość kosztuje? Wszystko co masz. A ile jest warta? W oczach ludzi niewiele, ale wszystko zależy od tego z kim rozmawiasz. Dla jednych jest frajerstwem i marnowaniem życia. Dla innych największym błogosławieństwem. Co najgorsze, ludzie tracą wiarę w taką miłość. Oddanie, zapominanie o sobie, poświęcenie i kochanie to dla wielu ludzi abstrakcja. Wyzwanie jakie stawia przed nimi miłość, jest zbyt wielkie aby byli wstanie je ogarnąć. Tym bardziej gdy powie im się, że miłość to przykazanie i każdy ma obowiązek kochać. Prawda jest taka, że każdy chce być kochany. Jednocześnie wszyscy uciekają od obowiązku kochania. Łatwo się ucieka od trudnej prawdy.

Łudzimy się twierdząc, że da się żyć nie kochając. Ale powoli stajemy się mistrzami w "nie kochaniu". Trzeba tylko kilku regulacji społecznych, aby nauczyć ludzi co wolno a czego nie wolno. Nie wolno kraść, zabijać, przeklinać, oszukiwać i wyzywać ludzi. Nie wolno tego i tamtego. Nie wolno, nie wolno, nie wolno. Zabawna jest ludzka pomysłowość jeśli chodzi o obchodzenie przykazania miłości. Najpierw istniało tylko ono, przykazanie zamknięte w jednym słowie: "KOCHAJ". Dla nas okazał się za trudne. Więc Bóg je opisał za pomocą dziesięciu innych, drobniejszych przykazań. Ale dla nas ciągle jest to za trudne, więc zrezygnowaliśmy z kochania, zastępując je swoimi przepisami: kodeks karny, kodeks rodzinny, kodeks postępowania administracyjnego, kodeks, kodeks, ustawa, ustawa, kodeks, rozporządzenie i jeszcze jedna ustawa... Po co to wszystko? Nie prościej nauczyć się kochać? Nie prościej zrozumieć, że kochając drugiego człowieka nigdy nie wyrządzisz mu krzywdy?

Oczywiście kochanie nie jet takie proste. To nie tylko uczucie, ale i działanie. Kochać też trzeba umieć. A proces nauki jest długi i trudny. Są jednak nauczyciele pokroju Jezusa, którzy wiedzą z czym miłość się je. I - dzięki Bogu - ich wiedza nigdy nie była płatna. Można się tego nauczyć. I na pewno jest to prostsze niż wkucie na pamięć całego prawodawstwa i zastosowanie się do niego.

Świat staje na głowie, jeśli chodzi o miłość. Już nie jest ona kojarzona z oddaniem, poświęceniem, troską. Jest kojarzona z seksem, muzyką pop i młodzieńczym uczuciem, które doprowadza do euforii jak jakiś narkotyk. Miłość to coś więcej niż zakochanie. Nie można jej traktować jak produktu handlowego kojarzonego z ludzką seksualnością. To jest patologia. I to najgorsza jaką ludzie wymyślili. Degradacja i dewaluacja tego, co w tym świecie jest najbardziej wartościowe i najpiękniejsze. Nie dajcie się w to wciągnąć! Tylko Bóg wie czym jest miłość. Tylko Biblia odkrywa całą prawdę na jej temat.

Ćwicz się w miłości. Nie pozwól aby prawda o niej została zapomniana, by uległo zdewaluowaniu wszystko, co wiemy na jej temat. Usiądź do Biblii, poczytaj trochę. Może się okaże, że to wcale nie taka zła lektura. Może cię czegoś nauczy. Może poczytasz coś o Jezusie, odkryjesz jaki był i co nam zostawił. Może nawet dojdziesz do wniosku, że faktycznie był ucieleśnieniem miłości i najdoskonalszym wzorem pośród wzorów. Jeśli wierzysz, że miłość może być odpowiedzią na problemy, z którymi się borykasz w swoim życiu, nie pozwól sobie przysłonić prawdy. Szukaj miłości. Uczyń ją celem swojego życia, swoim stylem! Zrobisz coś szalonego, coś trudnego i niepopularnego. Ale gwarantuję ci, że w krótkim czasie poczujesz się wolny. I odnajdziesz swoje miejsce. Swój dom.

Zespół Underoath... każde słowo tej piosenki krzyczy.

wtorek, 8 marca 2011

Dzień kobiet

Właśnie minął dzień kobiet. Święto wyjątkowe i zarazem dziwne. Wyjątkowe, bo przypomina panom jak powinno się traktować kobiety. A dziwne, ponieważ w ogóle nie powinno istnieć. Podobnie jak walentynki, jest to święto, które powinno być codziennie.

Chciałem zrobić jakiś prezent paniom, które czytują mojego bloga. Stwierdziłem, że zapewne niewiele z Was, drogie czytelniczki, ma na tyle cierpliwości aby wertować całego mojego bloga, a gdzieś tam, w archiwum postów jest chowany wpis, który w swoim czasie otrzymał wiele komentarzy i wywołał szereg pozytywnych reakcji ze strony kobiet. Post ten, zatytułowany "Być mężczyzną" prezentował gatunek facetów obecnie na wymarciu i apelował do mężczyzn aby się ogarnęli. Post ten, w całości zamieszczam poniżej (uczyniwszy tylko drobne poprawki stylistyczne). Mam nadzieję, że będzie to dosyć miły prezent na dzień kobiet. W razie czego, będziecie mogły posadzić własnego samca przed ekranem komputera i rzec: "Masz, czytaj! Może to ci oczy otworzy". Chociaż serdecznie Wam życzę, abyście nigdy nie musiały tego robić. Abyście trafiły w życiu na prawdziwych mężczyzn.


Post z dnia: środa, 7 stycznia 2009
Być mężczyzną
Niektórym osobnikom płci męskiej wydaje się że bycie mężczyzną to kwestia urodzenia. Niestety nie. Twoja płeć jest kwestią urodzenia, ale bycie mężczyzną to kwestia wyboru.
Świat jest pełen psełdofacetów – ludzi, którzy kreują się na bycie mężczyzną według otaczających nas trendów. Inni w ogóle nie dorastają do t bycia mężczyzną. Obce są im słowa odpowiedzialność, troskliwość, wytrwałość, silny charakter. Jeśli Tobie brakuje którejś z tych cech, to znaczy że musisz popracować nad swoją męskością.
Możesz chodzić na siłownię dwa razy w tygodniu, zakładać obcisłe koszulki, fryzować się, zakładać sygnety i kajdan na szyję. Ale to wcale nie świadczy o Twojej męskości. Bycie mężczyzną to kwestia charakteru i samozaparcia. Nie możesz być mężczyzną i jednocześnie nie troszczyć się o swoich bliskich. Nie możesz być mężczyzną i ciągle się bawić, zapominać o odpowiedzialności. Nie zachowujesz się jak mężczyzna gdy siedzisz bez przerwy w pracy aby dać rodzinie pieniądze a nie dajesz im siebie. Mężczyzna, który ugania się za spódnicami to nie jest mężczyzna, tylko półmózg, który zatrzymał się na etapie dojrzewania. To samo jeśli chodzi o dobrą zabawę i alkohol. Zwłaszcza gdy przysłania ci to rzeczy za które (jako mężczyzna) jesteś odpowiedzialny.
Media, moda i cały ten świat robią z ludzi bezwładną masę chodzących kryzysów tożsamości seksualnej. Czas się obudzi, drodzy panowie.
Twardy i wytrzymały, pełen troski o bliskich, odpowiedzialny za siebie i innych, nie bojący się podejmować decyzję, nie bojący się cierpieć, pragnący chronić i pielęgnować życie innych, pełen poświecenia i zawsze stawiający odpowiedzialność ponad dobrą zabawę. Mający własne zdanie i broniący go. Troskliwy kiedy trzeba, potrafiący się wzruszyć do łez. Do tego traktujący kobiety z szacunkiem, jak równe sobie istoty, nie schlebiający bez potrzeby ale szarmancki, oddany ukochanej i stanowczy kiedy trzeba. Taki powinien być prawdziwy mężczyzna.

Zabawne... Jezus Chrystus był taki.

Do bycia mężczyzną, trzeba dojrzeć. Mam nadzieję że i Wam i mi kiedyś to się uda. W każdym razie – mamy dobry wzór.

Podwójna natura

Każdy z nas ma podwójną naturę. Naturalna jest nasza cielesność, która dyktuje nam potrzeby oparte o instynkt i pragnienia. Naturalna jest także nasza duchowość, z której nie zawsze zdajemy sobie sprawę.

Ciało jest zawsze obudzone. Porusz palcami u dłoni, weź głęboki oddech, pomyśl albo poczuj głód i zjedz coś, a przekonasz się, że Twoje ciało żyje i mówi do Ciebie. Wyraża się w Twoich pragnieniach i potrzebach. W instynktach i żądzach. W tym czego chcesz i w tym czego potrzebujesz. Ciało żyje i potrzebuje. Przez całe swoje życie będziesz odczuwać jego potrzeby. Gdy będziesz je ignorować, ciało zacznie boleć, zacznie nieprzyjemnie cisnąć, zacznie domagać się na wszelkie możliwe sposoby abyś zatroszczył się o nie. Ciało jest grzeszne.

Duch jest śpiochem. U większości z nas śpi bardzo długo, a gdy się przebudzi, łatwo znów zapada w drzemkę. Duch nie jest tak wymagający jak ciało. Możesz przez większość swojego życia w ogóle nie wiedzieć o jego istnieniu. Aż do dnia, w którym duch się przebudzi i zacznie, podobnie jak ciało, domagać się czegoś. Głód duchowy - każdy człowiek go czuje. Jeśli nie czujesz go dziś, poczujesz jutro. Jeśli nie jutro, może za tydzień. Twój duch się w końcu przebudzi i zacznie się domagać... czegoś więcej niż może chcieć ciało. A jeśli mu tego nie dasz, głód się nasili i potrwa kilka dni, tygodni lub miesięcy. A potem ustanie. Duch znowu zaśnie. I zapewne przebudzi się znowu za jakiś czas.

Co jest niezwykle ważne, to fakt, że nasze ciało zostało ożenione z grzechem. Nasze pragnienia, potrzeby cielesności bardzo często stoją w konflikcie z zasadami danymi od Boga. Dlatego nasze ciało zostało skazane na śmierć. Ono musi umrzeć. Ale nie tak ma się sprawa z duchem, który żyje na wieki. Duch jest tą częścią naszej natury, która tęskni za domem, za miłością, za wolnością i pokojem. Duch tęskni do Boga, do absolutu. Gdy się przebudza w życiu każdego z nas, szuka go w wielu miejscach. Ale odpowiedź na jego głód jest tylko w jednym miejscu - w Jezusie Chrystusie.

Gdy Twój duch przebudzi się ponownie, pamiętaj aby go nakarmić. Nie pozwól mu zasnąć gdyż może się już nigdy nie obudzić. A jeśli się nie obudzi, lub jeśli po obudzeniu się nie znajdzie spełnienia i przyjdzie czas aby Twoje ciało zasnęło na zawsze, duch będzie głodował całą wieczność. I w wędrówce po bezkresach wieczności już nigdy nie odnajdzie domu.

poniedziałek, 7 marca 2011

Świat się budzi

Wróciłem do domu. Opuściłem moje mieszkanko w Radości i wróciłem do Celestynowa. Przeprowadzka miała miejsce już w zeszły weekend, ale dopiero wczoraj skończyłem "meblować" pokój.

Tak naprawdę jest to miejsce w którym spędziłem większa cześć swojego życia. Będąc dzieckiem, dzieliłem pokój z bratem. Teraz ma on żonę i małego synka, mieszka z nimi w Świdrze. A ja mam cały, wielki pokój dla siebie. Znajduje się on na poddaszu domu jednorodzinnego. Na przeciwko wejścia jest moje łóżko oraz wielkie okno z widokiem na las. Z lewej i z prawej strony łóżka, pod spadzistym sufitem znajdują się dwie wnęki w ścianach. W pierwszej z nich stoją stare graty mojego brata. W drugiej, moje biurko, komputer i biblioteczka na której trzymam książki i notatki. Pomiędzy łóżkiem a wnęką stoi stare, ciemnobrązowe pianino. Zaraz z prawej strony wejścia jest narożnikowa kanapa i niski, drewniany stolik - miejsce do pogawędek ze znajomymi. A z lewej strony drzwi wejściowych stoi komoda i szafa na ubrania. Pokój jest naprawdę przestronny. Jego sufit jest obłożony jasną, drewnianą boazerią a na podłodze leży dywan w w kolorach brązu i beżu. Naprawdę miło się wypoczywa w tym pomieszczeniu.

Oprócz przeprowadzki niewiele ciekawego się działo. Skończyła się sesja na studiach - okazała się być banalną. Większość przedmiotów pozaliczałem na 4 lub 4.5. Najbardziej dumny jestem z wysokiej oceny z logiki. Uczęszczając na UW miałem ten przedmiot, ale otrzymałem z niego 3 na egzaminie. Nie przykładałem wówczas wagi do logiki. Dopiero potem, gdy zająłem się apologetyką i naoglądałem się Star Treka, rozbudziła się moja pasja do logicznego myślenia. I chociaż mogłem poprosić o przepisanie przedmiotu, postanowiłem pochodzić na wykłady i spróbować się podciągnąć. Nie było trudno. Poprawiłem ocenę na 4.5.

Mam takie poczucie, że moje życie zmierza ku czemuś lepszemu. Toczy się swoim tempem, trochę opieszale a zarazem w taki sposób, że codziennie wieczorem czuję się wyczerpany. Jestem pełen optymizmu i z radością patrzę na topniejący śnieg. Świat budzi się do życia po zimie. Mój świat także...