wtorek, 23 września 2008

Jak to jest z miłością...

Wystrzeliła gdzieś z ponad istnienia i ruszyła w kierunku małego wszechświata. Wkroczyła w niego z niesamowitym impetem oczarowując każdą duszę i istotę, którą spotkała na drodze. Nie było nikogo, kto mógłby jej sprostać lub ją usidlić. Leciała pośród gwiazd i galaktyk promieniując na wszystkie strony mocą, energią i pięknem. Była nie do pokonania. Ona – Niezatrzymywalna Siła.

Wtem, jej uwagę przyciągnął obiekt niewielkich rozmiarów. Błyszczał i świecił, a blask jego był matowy. Jedyny taki, jaki dostrzegła we wszechświecie. Obiekt zafascynował ją do tego stopnia, że postanowiła go poruszyć, przesunąć jak wszystko, co spotykała na swojej drodze. Więc nabrała rozpędu i uderzyła w niego z wielkim impetem. Ale on ani drgnął. On – Nieporuszalny Obiekt.

Paradoks. Walczyli ze sobą przez całe milenia a wynik był nierozstrzygnięty. I nadal tak jest. Mimo tarć, trzasków i iskier, jakie sypią się przy tej walce, nie ma zwycięzcy, bo nie może go być. Ale to jest z korzyścią dla całego wszechświata. Niezatrzymywalna Siła i Nieporuszalny Obiekt trwają przy sobie, walcząc o zwycięstwo i utrzymanie pozycji niepokonanego. Nic już nie zagrozi układom i planetom. Bo dwie największe potęgi nie zrezygnują z tej walki...

Tak to już jest z miłością.

czwartek, 18 września 2008

Rozmowy na mój temat...

– Panie Boże, coś niedobrego dzieje się z Pawłem – powiedział anioł.
– Co takiego? – zapytał Pan Bóg. – Czyżby coś cię niepokoiło?
– Tak.
– Opowiadaj zatem natychmiast!
– Zszedłem dziś rano na Ziemię aby obudzić mojego podopiecznego. Opornie mu szło wstawanie. Tak jakby stracił całą energię i chęć do życia pracy dla Ciebie!
– Coś takiego...
– Ale to jeszcze nic. Po krótkiej modlitwie zaczął się ubierać. Nie wiem o czym myślał, ale przez pomyłkę założył wczorajsze, brudne ubrania. Gdy tylko to POCZÓŁ, zrzucił wszystko z siebie z ogromną złością i ubrał się w świeże ciuchy.
– Jakby był rozkojarzony...
– Ale to jeszcze nic. Potem zabrał się za codzienną toaletę. Poszedł do łazienki po prostownicę, wosk i grzebień a potem wrócił do lustra. Tyle że przyniósł suszarkę do włosów, maszynkę do golenia i pastę do zębów.
– Ja nie mogę...
– Wrócił z tym do łazienki, ogolił się, umył, wysuszył a potem złapał się za prostownicę, wosk i grzebień. Na szczęście nie było żadnych wypadków. Nie oparzył się ani nie podrapał.
– Uff...
– Ale gdy skończył się szykować, poszedł do kuchni aby coś zjeść. I tam to mnie już wmurowało.
– Co się stało?
– Otworzył lodówkę i szepnął „nie jestem głodny”. A potem ją zamknął.
– Żartujesz?
– Nie Panie Boże. A przecież on CAŁY tydzień pościł. A teraz nagle nie chciał jeść! Co gorsza zaczął robić sobie herbatę i...
– I?
– Wyjął dwie szklanki z szafki. Mimo że był w domu sam! Gdy się zorientował, prawie się popłakał.
– Ajajaj...
– Panie Boże, co się z nim dzieje? Tylko Ty znasz go na tyle dobrze aby wiedzieć. Martwię się o mojego podopiecznego.
Pan Bóg milczał przez chwilę. A potem delikatnie się uśmiechnął.
– Wygląda na to, że...
– Że?
– Że Paweł myśli o kimś bardzo intensywnie. I tęskni za kimś.
– Czy chcesz powiedzieć że on... że...
Uśmiech nie zszedł z twarzy Pana Boga. Odpowiedział po chwili, pełen spokoju i wyraźnie szczęśliwy.
– Tak. Zakochał się.

poniedziałek, 15 września 2008

Vices Like Vipers

"Oh, Sleeper". Odkryłem ich w zeszłym tygodniu i od razu pokochałem. Pewnie nie ma zbyt wielkich szans na to że ich płyty będą dostępne w Polsce. Ale zawsze zostaje nam Internet:)
Ciekawe czy jesteś na tyle twardy/twarda aby to obejrzeć?

PS. Odradzam oglądanie schizofrenikom i osobą wrażliwym.

poniedziałek, 8 września 2008

Dwa

jest dwóch mnie...
jeden jest na zewnątrz i tego mnie znasz
drugi jest gdzieś wewnątrz i ma inną twarz

mam dwie natury...
jedna jest święta - to jest trudna droga
druga jest czarna i nie chce znać Boga

mam dwie nadzieje...
jedną jest Bóg - to me światło i życie
drugą jest rozum i życia odbicie

jedno mam serce na dwoje rozbite
jedno mam życie w tych strzępach ukryte

jednym jestem choć na dwa podzielonym
jednym chce być w Chrystusie złączonym

pomóż mi znaleźć tą właściwą drogę!
pomóż mi wierzyć gdy wierzyć nie mogę!

pomóż mi paść na me pyszne kolana!
pomóż mi trwać gdy otworzy się rana!

pomóż mi płakać gdy oczy mam suche!
pomóż mi zawsze iść za Twoim Duchem!

pomóż mi Boże bym w Tobie trwać mógł
ty też pomóż proszę...
do tego...
powołał...
cię Bóg

środa, 3 września 2008

Posłuchaj...

Nie wiem od czego zacząć ten wpis. Czuje się podle. Zawaliłem dziś w pracy na świetlicy. A to wszystko dlatego że nie potrafię iść za głosem Ducha. Nie chcę się wdawać w szczegóły... wstyd mi. Ale puenta tego całego wydarzenia jest prosta.

Jestem już dosyć zaawansowany aby rozpoznać głos Ducha, ten delikatny wiatr, który tłucze się gdzieś w okolicach mojego serca. Dziś słyszałem go dwukrotnie i zbagatelizowałem. Pomyślałem że to zwykłe myśli goniące w mojej głowie. Chyba byłem zbyt zmęczony aby poprawnie zareagować. A może fakt że zamiast się modlić przez ostatni wieczór i dzisiejszy poranek, wolałem się lenić i grzeszyć, co doprowadziło do tego że stałem się nieczuły na Jego głos. A może było to coś zupełnie innego. Nie wiem i nie chcę się niepotrzebnie usprawiedliwiać.

Fakt jest faktem – dwukrotnie zignorowałem Jego głos co doprowadziło do poważnego nadszarpnięcia w relacjach z matką jednego dziecka na świetlicy. I bardzo mi z tym niedobrze.

Pomódlcie się o mnie.