niedziela, 22 czerwca 2008

Do P.

witaj przyjacielu
widzę żeś zdrowy
jak dzisiaj niewielu
i biznes masz...
dochodowy
i uśmiech na twej twarzy
i szczęśliwa rodzina
przez trudy przechodziłeś wiele wiele razy
i zdaje się że to wszystko jako tako się trzyma

lecz nie przyszedłem by ci cukrzyć i cię chwalić
i nie po to by za grzechy potępić
chcę zadać jedno jedyne pytanie
czy będziesz uśmiechał się tak jak teraz
gdy śmierć zapuka do twych drzwi?

stoisz na wzgórzu całkiem sam
i czujesz jak duchy latają wokoło
walczą bez przerwy o duszę twą
ty bronisz się modlisz marszczysz mokre czoło

gdy dasz sobie wmówić że tych duchów nie ma
to przegrasz przyjacielu najważniejsza walkę
gdy usłyszysz jak mówią że diabeł to ściema
odwróć się na pięcie i wejdź na życia arkę

a czas ucieka
nie będziesz żył wiecznie - tego bądź pewien
i odpowiedz mi proszę na jedno pytanie
czy będziesz się uśmiechać się tak jak teraz
gdy śmierć zapuka do twych drzwi?

a czas ucieka przyjacielu
i chociaż jesteś zdrowy
jak dzisiaj niewielu
i biznes masz...
dochodowy
i uśmiech na twej twarzy
i szczęśliwa rodzina
przez trudy przechodziłeś wiele wiele razy
i zdaje się że to wszystko jako tako się trzyma

to jednak nad twą głową nie ma aureoli
dlaczego jej nie ma...?
czy szukałeś?
czy pukałeś?
czy prosiłeś?

znasz Boga? wiesz gdzie ma swą arkę?
czy przegrałeś przyjacielu...
najważniejszą walkę

30.04.2008

Ekonomia, drzewo i Bóg

Egzamin z ekonomii był wciąż przede mną.
Stojąc tak na korytarzu IPSu wśród sporej grupki znajomych z uczelni nabierałem przekonania że nie jestem jedyną osobą, która nie radzi sobie z tym przedmiotem. Kiedyś to sprawiało że czułem się lepiej. Teraz nic nie dawało. Bylem trochę zdenerwowany i wystraszony. Mimo że całe wieczory spędzałem na nauce, nie czułem się pewnie. W końcu było to moje czwarte podejście do egzaminu. I było moją ostatnią szansą.
Postanowiłem się wyrwać na chwilę z grona przyjaciół, którzy ciągle powtarzali regułki i odkrywali coraz to nowe pokłady swojej niewiedzy. Założyłem słuchawki i ruszyłem na spacer wzdłuż korytarza. Mocny głos Alanis Morissette mnie uspokajał. Zawsze lubiłem silne, damskie głosy. Szczególnie w połączeniu z łagodną melodią. Poczułem się odprężony. I od razu zacząłem się modlić. Wbrew pozorom wcale nie rozmawiałem z Najwyższym o egzaminie i o zdenerwowaniu. Powiedziałem mu że tęsknię aby go zobaczyć. Aby z nim być.
Korytarz szybko się skończył. Zawróciłem i zacząłem iść w kierunku sali egzaminacyjnej. Tuż przed nią skręciłem na klatkę schodową. Wszedłem na półpiętro i spojrzałem przez okno, które było bardzo nisko – zaczynało się na wysokości mojego pasa i biegło w dół mijając schody. Opierając się o poręcz mogłem dostrzec tylko suchy, szary piach zalegający na podwórzu.
„Co widzisz?” ten Jego delikatny głos wypłynął gdzieś z wnętrza mojego serca. Uwielbiam czuć jak On do mnie przemawia.
- Widzę suchy piach na podwórzu.
Bardziej to pomyślałem niż powiedziałem. Ale on i tak usłyszał. ”Co jeszcze widzisz?”
Przypatrywałem się dłuższa chwilę gdy wreszcie dostrzegłem ruch. Był to cień drzewa, które rosło na podwórzu. Samego drzewa nie byłem wstanie zobaczyć z tej perspektywy. Odpowiedziałem Mu:
- Widzę cień drzewa.
Nie kazał mi długo czekać. Zaraz potem odpowiedział: ”Patrz uważnie. Co tam jeszcze widzisz?”
Chwilę trwało zanim dostrzegłem leżące na szarym piachu zielone liście. Były małe i ciężko było je zauważyć.
- Widzę liście. Dwa... nie trzy zielone liście!
„Dobrze. A teraz odsuń się dwa kroki od poręczy.” Wykonałem polecenie bez namysłu i moim oczom ukazało się drzewo stojące na dziedzińcu. Było pełne świeżych, zielonych liści. „Co teraz widzisz?”
- Drzewo. Zielone drzewo.
Wiedziałem że on właśnie wtedy się uśmiechnął. A zaraz potem powiedział mi to:
„Moje Królestwo w tym świecie jest dokładnie takie jak to drzewo. Niektórym dane jest oglądać tylko szary piach – pospolitość, która was otacza. Ale gdy w sercu człowieka zrodzi się pragnienie poszukiwania Królestwa, zacznie on dostrzegać jego cień. Gdy się zagłębi bardziej, zacznie dostrzegać pojedyncze zielone liście, które upadły na ten świat i nadały mu miejscami barw. Na końcu, gdy Ja pokieruję krokami człowieka, spojrzy on na wszystko z innej perspektywy i ujrzy cały ogrom zieleni, świeżości i piękna jaki jest w Moim Królestwie.”
Po chwili dodał:
„Wiem że tęsknisz. Ale przed tobą jeszcze długa droga.”


PS. Zdałem ten egzamin.

niedziela, 15 czerwca 2008

Niepokonani

Mateusz oparł się plecami o ceglastą ścianę i wyjrzał za róg budynku. Od razu spostrzegł dwóch policjantów stojących przy murze po drugiej stronie ulicy. Ich czarne uniformy i białe maski na twarzach były zbyt łatwo rozpoznawalne. Poza nimi na ulicy nikt się nie ruszał. Od pogromu minęło zaledwie kilka godzin. Wszędzie na ulicy leżały ciała. Policja nie cackała się z nikim. Strzelała do wszystkich.
Mateusz schował się za róg i dał swoim znak aby czekali w ciszy. Adam, Sebastian i Piotr kiwnęli głowami na znak że zrozumieli. Dzieci, które były pod ich opieką stały cichutko. Wodziły oczami po twarzach swych opiekunów szukając uśmiechu lub innej miny, która pozwoli czuć się im bezpieczniej. Dziewczynka o jasnych włosach i brudnej buzi wpatrywała się bez przerwy w Mateusza. Młodzieniec uśmiechnął się. Dziewczynka zrobiła to samo. Mateusz odwrócił wzrok i jeszcze raz wyjrzał za róg budynku.
Policjanci mieli pełne ręce roboty. Jakiś chrześcijanin w czasie całego zamieszania związanego z pogromem napisał na ścianie budynku „WIARA, NADZIEJA, MIŁOŚĆ”. Stali teraz z wiadrem białej farby i zamazywali ów dzieło. Nie było szans aby przejść dalej dopóki funkcjonariusze pracowali. Na szczęście robili to dosyć szybko. Nie zależało im na estetyce. Miasto było prawie całkiem wyludnione. Nieliczni, którzy przetrwali pogrom pochowali się w piwnicach i na strychach. Inni zostali wywiezieni na przesłuchania. Policjanci szybko uporali się z zadaniem. Jeden burknął coś do drugiego i ruszyli piechotą w kierunku starego parku.
Mateusz dał znak swoim i po chwili całą grupą, szybko i cicho przemknęli na drugą stronę ulicy. Poruszali się zaułkami. Ze względu na policję, woleli omijać główne ulicę. Zresztą teraz w zaułkach nikogo nie było i stały się nagle najbezpieczniejszymi miejscami w mieście. Szli szybkim krokiem. Mateusz trochę obawiał się czy dzieci dadzą radę dotrzymać im kroku. Ale żadne z nich nie marudziło. Wszyscy szli z determinacją i odwagą. Chcieli mieć to już za sobą.
Tuż przed zakrętem w kolejną alejkę Mateusz spostrzegł leżące na ulicy zmasakrowane ciała. Prawdopodobnie rodziny. Było widać wyraźnie dwójkę dorosłych i kilkoro dzieci.
– Ała – załkała cicho dziewczynka o jasnych włosach.
Wszyscy się zatrzymali i spojrzeli na nią.
– Chyba skręciłam kostkę – popatrzyła z bólem na twarzy na Mateusza i zaczęła pocierać bolące miejsce.
– To nic. Chodź do mnie – Mateusz chwycił dziewczynkę i wziął na ręce. – Zaraz będziemy na miejscu.
Wyszli zza rogu budynku i stanęli jak wryci. Przed nimi stało dwóch policjantów. Mateusz przełknął ślinę. W myślach wyrzucał sobie swoją głupotę i brak rozsądku. Powinien był sprawdzić ten zaułek.
– No i zajebiście – wyburczał policjant. Maski, które nosili funkcjonariusze zniekształcały głos, nadając mu niski i wibrujący wydźwięk. – Mamy kolejne ptaszyny – funkcjonariusz sięgnął po broń.
Drugi policjant spojrzał na nich zdejmując swój ciężki but z ciała leżącego pod jego stopami. Chwilę patrzył na dzieci i ich opiekunów. Zaraz potem przeniósł wzrok na swojego towarzysza, który już celował do Mateusza z pistoletu.
– To koniec waszej wędrówki chrześcijanie – powiedział wibrującym głosem. – Na podstawie artykułu dwieście piętnastego kodeksu zbrodni przeciwko ludzkości, za przynależenie do groźnej sekty religijnej i pranie mózgu dzieciom, zostajecie skazanie na natychmiastową egzekucję.
Stał jeszcze przez chwilę celując w Mateusza. Temu głos zamarł w gardle. Chciał krzyknąć by wszyscy uciekali, ale nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Policjant kontynuował po chwili.
– Wyrok jest prawomocny i zostanie wykonany natychmiast.
Drugi policjant nie wytrzymał. Jednym ciosem wytrącił broń towarzyszowi. Chwilę później założył mu chwyt i powalił na kolana cały czas stojąc za jego plecami. Spojrzał na Mateusza i powiedział jedno słowo.
– Idźcie!
Zamurowało wszystkich. Nie wiedzieli co mają robić. Stali tak wpatrując się w całą scenę z niedowierzaniem policjant powtórzył po chwili.
– Idźcie. Już! - prawie wrzasnął.
– Chodźmy – Adam ruszył pierwszy ciągnąc za rękę dziewięcioletniego chłopca. Zaraz za nim ruszyli pozostali. Mateusz wpatrywał się jeszcze przez chwilę w maskę policjanta, jakby chciał dostrzec twarz. Policjant stał w milczeniu trzymając swojego towarzysza. Mateusz kiwnął głową i puścił się biegiem za pozostałymi.
– Co ty wyprawiasz? – spytał obezwładniony policjant.
Ten drugi upewnił się że chrześcijanie zniknęli za jakimś zakrętem i puścił swego towarzysza. Odszedł kilka kroków do tyłu i jednym ruchem ręki zdjął ciężką maskę. Drugi policjant wstał na nogi i podszedł po swoją broń. Chwycił ją w dłoń i wycelował w towarzysza. Ten cały czas stal odwrócony plecami. Jego maska leżała na ulicy. Dobrze wiedział że mechanizmy zamontowane wewnątrz niej zarejestrowały całą scenę. Dowództwo wiedziało już o wszystkim.
– No nie – powiedział wibrującym głosem jego towarzysz. – Jesteś jednym z nich.
Tamten nie odpowiedział. Jego oczy pełne były łez. Przysłonił je dłonią i odwrócił się padając na kolana.
– Przepraszam – wyszeptał rozkładając ręce i unosząc dłonie do góry.
– Tylko bez takich numerów. Dobrze wiedziałeś że zadawanie się z chrześcijanami jest karal...
– Nie ciebie przepraszam, głupcze! – wrzasnął. – Rób co masz zrobić. Z nas dwóch to ty jesteś niewolnikiem. Nie ja.
Jego towarzysz nie miał zamiaru tego słuchać. Pociągnął za spust bez najmniejszego wahania. Dokładne tak jak go nauczono. Żadnego miłosierdzia dla działalności sekt. Potem ruszył szybkim krokiem za zbiegami.
Mateusz dogonił ich na wylocie kolejnej ulicy. Sebastian wyglądał zza rogu oceniając sytuację. Mateusz postawił dziewczynkę na ziemi i obejrzał się za siebie aby upewnić się że nikt ich nie goni.
– Tam jest furgonetka policyjna – powiedział Sebastian chowając się z powrotem za mur. – Pilnuje jej trzech funkcjonariuszy.
– Jaki plan? – spytał Adam.
– Prosty. Dwóch z nas postara się odciągnąć funkcjonariuszy od furgonetki. Pozostała dwójka wsadzi w nią dzieciaki i ruszy w kierunku północnego mostu. Furgonetki pewnie nikt nie zatrzyma a za mostem będziecie już bezpieczni. To na szczęście niedaleko stąd.
Wszyscy kiwnęli głowami na znak że się zgadzają. Popatrzyli po sobie w milczeniu. Adam westchnął.
– No to kto idzie do furgonetki?
– Ty – odpowiedział bez wahania Sebastian. – I Piotrek. Ja z Mateuszem wychowaliśmy się w okolicy. Wciągniemy policjantów w zaułki i postaramy tam zgubić. Jeżeli Bóg da, spotkamy się jutro w kaplicy za miastem.
Ponownie wszyscy przytaknęli.
– Nie mamy czasu panowie – przerwał ciszę Mateusz. – Do dzieła.
Mateusz i Sebastian wyszli zza rogu budynku na otwartą przestrzeń głównej ulicy. Tu też leżało pełno ciał. Szli pewnym krokiem w kierunku funkcjonariuszy. Bez problemu przeszli jakieś dwadzieścia metrów. Policjanci ciągle się nie zorientowali. Rozmawiali między sobą tak zaciekle, że przeoczyliby stado słoni idące prosto na nich. Gdy byli wystarczająco blisko, Sebastian podniósł z ziemi kamień i cisnął w nich. Trafił w furgonetkę. Głuchy dźwięk wyrwał funkcjonariuszy z letargu. Dostrzegli Mateusza i Sebastiana. Chwycili za broń i ruszyli biegiem w ich kierunku.
Chłopaki jednocześnie skręcili w lewo i ruszyli w kierunku starych kamienic. Gdy dobiegli do chodnika rozległ się strzał. Kula świsnęła tuż przy uchu Mateusza. Ale chłopak nie zwolnił kroku. Dopadł do zaułka i zniknął za ścianą. Sebastian biegł parę metrów przed nim. Obaj obeznani z dzielnicą skręcali raz po raz w jakąś uliczkę mając nadzieję że zmylą pościg. Słyszeli wyraźnie że prześladowcy są coraz dalej. Czuli że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. I wtedy, skręcając w kolejny zaułek Sebastian zderzył się z kimś. Mateusz stanął w bezruchu widząc jak on i jeszcze jeden policjant podnoszą się z ziemi. Sebastian pozbierał się szybciej. Rzucił się na policjanta z wielką zawziętością. Bił się bez większego pojęcia, ale przynajmniej skutecznie.
– Wiej dalej! – wrzasnął do Mateusza.
W tej chwil za jego plecami pojawiła się trójka funkcjonariuszy. W strachu rzucił się do dalszej ucieczki zostawiając walczącego Sebastiana. Chwilę później zatrzymał się i obejrzał. Chciał wrócić i pomóc, ale było za późno. Policjant właśnie celował do klęczącego Sebastiana z broni. Rozległy się trzy strzały.
– Nieeeeee! – wrzasnął.
Policjant spojrzał w jego kierunku. Zaraz potem zza budynku wyłoniło się trzech kolejnych.
– Za nim! – krzyknął któryś i wszyscy wznowili pościg.
Mateusz uciekł w kolejną ulicę, znikając policjantom z oczu. Niestety wybrał ślepy zaułek. Przełknął ślinę gdy mur wysokości dziesięciu metrów wyrósł mu przed oczyma. Popatrzył na boki, szukając jakichś małych drzwi, okna piwnicznego, czegokolwiek. Niczego nie wypatrzył. A po chwili za jego plecami zjawili się policjanci. Jeden z nich sieknął go w kark, powalając na kolana. Drugi przystawił mu pistolet do piersi i bez słowa pociągnął za spust. Chłopak upadł zimny beton przymrużając oczy. Usłyszał jeszcze wibrujące głos funkcjonariuszy.
– Cholera.
– Co jest?
– Czujnik mówi że nasza furgonetka właśnie ruszyła.
– Jak to? Kto jej pilnował?
– Chyba nikt. Wszyscy poszli przeszukiwać miasto.
– Jasny gwint.
Ich głosy cichły. Mateusz czuł jak robi się coraz słabszy. Po chwili nie miał już siły aby utrzymać otwarte oczy.
– Mamy was – wyszeptał resztkami sił.
Zaraz potem jego czy się zamknęły i serce przestało bić. Mateusz zaczął prawdziwe życie.

sobota, 14 czerwca 2008

Sesyjne klimaty

Połowa sesji za mną. Nie mogę powiedzieć aby było łatwo... ale na pewno jest łatwiej niż myślałem że będzie. Udało mi się zaliczyć większość przedmiotów. Pozostała jeszcze socjologia oraz ekonomia. Pierwszy termin egzaminu z socjologii mam dopiero w sobotę 21 czerwca (za tydzień). Tymczasem do ekonomii podchodzę już któryś raz i ni wała zdać nie mogę. Zawsze mi coś kurde umknie. A co najśmieszniejsze (chociaż nie wiem czy mi z tym tak do śmiechu), to właśnie nad ekonomią siedzę najdłużej. Mam nawet dwie grube książki do makro i mikroekonomii. Ale nic nie chce mi wejść do tej głowy jak należy.
Najbliższy termin to środa za cztery dni. Pierwszy raz na tej uczelni będę odpowiadał ustnie. Aż mnie ciarki przechodzą gdy o tym pomyślę. Ale jakoś dam radę.
Po sesji będę potrzebował jakichś wakacji. Najlepiej z przyjaciółmi. Albo właśnie w całkowitym odosobnieniu. Jeszcze zobaczymy na co się zdecyduje.

środa, 4 czerwca 2008

Kilka ostatnich dni...

No może trochę więcej niż kilka. Sporo się wydarzyło, ale jestem w umiarkowanym stanie psychicznym... to znaczy że nie zwariowałem od nadmiaru wydarzeń.

Na początku maja byłem ze znajomymi w Wiśle. Spędziliśmy cztery dni na konferencji zorganizowanej przez kościół "OAZA" z Wisły. Niestety ale woleliśmy chodzić po górach niż słuchać wartościowych wykładów, ale nikt nie miał nam tego za złe. Odbyliśmy długą wyprawę do źródeł Wisły i muszę powiedzieć że była to najlepsza wyprawa w moim życiu. Może góry nie były aż tak wysokie i trudne, ale przyjaciele z którymi szedłem stworzyli tak niesamowitą atmosferę, że nie zapomne tej wyprawy do końca życia.


Na studiach zaczęła się sesja. I wygląda na to że nie pójdzie mi ona tak łatwo jak ta pierwsza. narazie oblałem dwa egzaminy:P Zobaczymy czy coś się zmieni po tym weekendzie. Staram się tym za bardzo nie przejmować i nie stresować... ale gdy tylko słyszę słowo EKONOMIA przechodzą mnie dreszcze.
Za to Filadelfia działa prężnie i mogę śmiało stwierdzić że się rozkręca:) Mamy akcję za akcją. Ostatnio malowaliśmy plac zabaw przy przedszkolu w Otwocku. A w miniony weekend pomagaliśmy Otwockiemu Centrum Kultury podczas festynu z okazji Dnia Dziecka. Dorobiliśmy sie też naszego pierwszego filmiku reklamowego. Jest dostępny na youtube.com
value="http://www.youtube.com/v/UAHqQ52jpug">

Korzystając z okazji że wreszcie udało mi się zajrzeć na tego bloga chciałem pozdrowić wszystkich moich czytelników i komentatorów:) A z osobna przyjaciół: Justę, Moniśkę, Pitera. Dzieki Wam życie nabiera smaku:*