poniedziałek, 17 marca 2008

Rozsypałem się

Oj ciężkie dni ostatnio przeżywałem. Stres zaległ w moim sercu i psuł mi humor każdego dnia. nastąpiło takie skumulowanie przykrych wydażeń że aż się dziwie że jeszcze stoje na nogach. Ciekawe jak długo jeszcze.

Dziewczynki ze świetlicy znów zaczęły szaleć. We trójkę uiekły z domu i nie było ich przez trzy dni. Potem znów dały nogę, ale szybko je znaleziono. Było z nimi juz tak dobrze... a teraz wszystko się posypało i ciężko bedzie to naprawić. Nie jestem do końca pewnie czy mi się chce.

Na studiach mętlik. W zeszłym tygodniu (i tydzień wcześniej) jeździłem za wykłądowcami chyba ze cztery razy. I za każdym razem NIC nie załatwiłem. Po części z winy wykładowców, po części przez moje lenistwo. Gdy wreszcie zdobyłem wszystkie potrzebne wpisy, poczułem jak cały stres momentalnie ze mnie schodzi. Ale nie zszedł do końca... moje podopieczne ze świetlicy zbyt narozrabiały abym mógł tak poprostu zacząć cieszyć się życiem.

Czuję się bardzo rozsypany. Nie do końca wiem gdzie są poszczególne kawałki mojego ciała a głowa ciąży mi nieustannie. Chyba potrzebuje urlopu. Na pewno mógłbym odpocząć w nadchodzącą Wielkanoc, ale wyjeżdżam na obóz z dzieciakami. Będzie na nim około 120 dzieci. Czuję się wyczerpany na samą myśl o pracy. I teraz, jak nigdy przedtem czuję że bez pomocy Boga, moja psychika naprawdę siądzie.

Na szczęście znalazłem sposób na odreagowanie. Od jakichś dwóch tygodni zacząłem studiować średniowieczne traktaty mówiące o szermierce. Kupiłem sobie dwa drewniane miecze i ćwiczę sam oraz z Robertem (przyjaciel z kościoła). Czuję się naprawdę świetnie gdy mam okazję pomachać kijem, pomęczyć się, poukładać całe sekwencje cięć i pchnięć. Zwłaszcza że od dawna było to moim marzeniem.

Czasem gdy życie staje się naprawdę podłe, warto mieć jakąś pasję, która pomoże rozładować cały ciężar, który na tobie zaległ. Pamiętaj o tym.