poniedziałek, 29 grudnia 2008

Fragment

Czasem tak trudno zrozumieć dlaczego robisz to ze mną Boże. Pozwalasz mi cierpieć, przechodzić przez ogień, często ranić innych i zatruwać im życie. Ciężko mi jest zrozumieć dlaczego do tego dopuszczasz! Cóż ja uczyniłem że zasługuję na takie traktowanie? Grzechów swoich przed Tobą ukryć nie chcę ale czy są aż tak wielkie? Czy aż tak bardzo zagalopowałem się i idę własną drogą, że musisz mnie cierpieniem sprowadzać z powrotem na właściwy tor? Dlaczego pozwalasz mi cierpieć!

1 I z wichru Pan odpowiedział Hiobowi tymi słowami:
2 „Któż tu zaciemnić chce zamiar słowami nierozumnymi?
3 Przepasz no biodra jak mocarz! Będę cię pytał - pouczysz Mnie.
4 Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeżeli znasz mądrość.
5 Kto wybadał jej przestworza? Wiesz, kto ją sznurem wymierzył?
6 Na czym się słupy wspierają? Kto założył jej kamień węgielny
7 Ku uciesze porannych gwiazd, ku radości wszystkich synów Bożych?”
Hiob38,1-7.


I po raz kolejny okazało się że nic nie rozumiem! Myślałem że skoro wlewasz w moje serce miłość do konkretnej kobiety to masz w tym jeden cel – mój związek z nią. Znów zacząłem myśleć o tym co ja chcę a nie o tym co Ty planujesz! Jak nam łatwo się jest pomylić! Jak nam trudno zrozumieć Twój sposób myślenia. Dlaczego tak?

8 Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana.
9 Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi.
Iz 55,8-9.


Ty myślisz globalnie, o dobru wszystkich ludzi. Ja zbyt często się gubię i skupiam się na czubku własnego nosa. A potem tak mi trudno przyjść do Ciebie i powiedzieć że się pomyliłem, przeprosić. Przecież ten świat nie kręci się wokół mnie, wokół mojego szczęścia. Trzeba pomóc jeszcze tak wielu ludziom. Trzeba ich przekonać o Twojej dobroci... Ty masz swoje sposoby. Ja ich nie rozumiem i często nie dostrzegam. Chociaż tak bardzo chciałbym dostrzec. Zobaczyć cały plan jaki masz dla ludzi... a mogę dostrzec tylko fragment.

10 Przyjrzałem się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi, by się nią trudzili.
11 Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata, tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca.
Koh 3,10-11.


Panie, otwórz mi oczy abym zawsze patrzył na to, co Ty chcesz dokonać, a nie na to, czego ja pragnę. I daj mi sił abym sprostał każdemu zadaniu, jakie przede mną postawisz.

piątek, 26 grudnia 2008

Szkoła samotności

Co tu dużo mówić... czuję się trochę zagubiony w swojej samotności. Nie jestem w stanie do końca rozeznać czy jest to zawiniona samotność (z mojej winy) czy ta druga, lepsza. Chyba obie po trochu.
W książce, którą teraz czytam (Elementarz Księdza Twardowskiego) znalazłem fragmenty mówiące o dwóch rodzajach samotności. Jednej złej – gdy uciekamy od ludzi, zaczynamy narzekać na brak wzajemności, gdy samotność jest tak naprawdę spowodowana tym że chcemy się przed ludźmi schować. Drugiej dobrej – która pojawia się nie z naszej winy i jest potrzebna Bogu.
Ostatnio chyba za bardzo uciekam od przyjaciół. Ale spowodowane jest to faktem że serce mnie boli i nawet wśród nich często czuję tą pustkę. Uciekam od nich po to aby nie musieli patrzeć na moją smutną minę, aby nie martwili się, abym ja nie musiał grać, udawać że wszystko jest w porządku. Po prostu wolę być sam aby ochłonąć, uleczyć się. I muszę przyznać że im więcej się modlę w samotności tym bardziej Bóg łagodzi ból mojego serca i leczy mnie. Chociaż miewam oczywiście momenty kryzysowe, gdy zaczynam płakać i nie dostrzegam niczego dobrego w tym co mi się ostatnio przytrafiło. Ale generalnie jest lepiej. Cóż takiego Bóg ze mną robi gdy jestem sam?
Po pierwsze: uczy mnie czym jest prawdziwa miłość. Mówi do mnie osobiście, słowami książki, tekstami z Biblii. Pokazuje mi jak bardzo jestem w tym niedoskonały i doskonali mnie. Chociaż to zabrzmi dziwnie, muszę powiedzieć że o miłości wiem teraz znacznie więcej niż kilka dni temu.
Po drugie: karmi mnie nadzieją. Bez przerwy gdy tylko moje serce i rozum się uspokoją, w mojej głowie rozbrzmiewa symfonia wszystkich obietnic dotyczących mojego teraźniejszego życia. Jeszcze kilka lat będę czół duże jarzmo na plecach. A potem... potem zapewne jarzmo stanie się jeszcze większe, ale Bóg wyraźnie obiecuje mi wspaniałe małżeństwo. A to jedyne czego pragnę w tym życiu. To daje mi nadzieję na szczęście (w rozumieniu doczesnym).
Po trzecie: uczy mnie odwagi. Dziś przeczytałem to niesamowite zdanie: „Pan Jezus (...) tłumaczy, dlaczego się boimy – ponieważ nie ufamy Panu Bogu.” Mocne, prawda? Takie oczywiste i takie nieoczywiste zarazem.
Jednego jestem pewien po wszystkich tych wydarzeniach – moja samotność jest bardzo Panu Bogu potrzebna. Zapewne Twoja też.

czwartek, 25 grudnia 2008

Miłość w.g. Ks. Twardowskiego

W języku polskim mówimy niestety „kocham się w kimś”, to znaczy kocham siebie w nim. Tymczasem miłość to właśnie zapominanie o sobie, myśl, że kocha się kogoś (...). Zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz.

Pewna dziewczynka pomyślała tak: „Skoro Pan Bóg powiedział 'kochaj bliźniego swego', to znaczy że miłość jest nakazem”.

Prawdziwej miłość uczy sam Jezus. Miłość prawdziwa jest bezinteresowna. Rzucam się w paszczę drugich, przekreślam samego siebie, idę na śmierć, dlatego że kocham. Miłość, która jest bólem.

Jeżeli takiej miłości szukamy – szukamy samego Boga.

Co w miłości jest najważniejsze: dawać brać czy przyjmować?

Dawać to znaczy troszczyć się o kogoś, martwić się czy ukochanego czasem brzuch nie boli, smarować komuś bułki grubo masłem (...), szyć mu rękawiczkę po nocach, żeby mu nie zmarzł mały palec u lewej ręki, bo podobno z niego największy zmarźlak.

W miłości prawdziwej trzeba tak umieć dawać, by nie myśleć o sobie samym. Miłość nie rachuje.

Tymczasem kochać – to nie tylko dawać, ale i przyjmować.

Brać – to wybierać, co nam się podoba, nawet siłą.

Przyjmować – to zgadzać się na to co nam dają, bez względu na to, czy nam się to podoba czy nie. Nie myśleć o sobie ale o tym, kto daje, by go nie urazić, choć wręcza na niezręczny prezent.

Kochać to przyjmować wady drugiego człowieka, by go cierpliwością zmienić. Przyjmować tak zwany trudny charakter, choroby, awantury. Tylko ci się ranią, którzy się najbardziej kochają.

Czy naprawdę kocham tego, o którym mówię że go kocham? Bo może bardziej kocham samego siebie? Miłość to nie tylko uczucie, ale ciężka praca, o czym jeszcze nie wiedzą zakochani, którzy szepcą: „moja różo, mój ty szczypiorku zielony”, jakby się uczyli tylko botaniki. Z kolei po latach zagniewani krzyczą: „ty ośle, ty baranie, ty foko”, jakby się uczyli tylko zoologii.

Miłość jest odpowiedzialnością. I czymś więcej niż uczucie. Trzeba jej się stale uczyć, by nie była tylko wzruszeniem, zakochaniem się.

Kochać mądrze człowieka to kochać go po ludzku, uczuciem, całą swoją żywiołowością, ale jednocześnie pamiętać, że ten kochany jest dzieckiem Boga, należy do Boga, który będzie prowadził go drogami jego świętości, grzechu, wiary i niewiary. Nie można go przywłaszczyć dla siebie, on musi mieć swoją samotność.

Trzeba go tak kochać, jak Pan Bóg kocha. Wszelki grzech wobec niego jest grzechem wobec Boga, wobec prawdziwej Miłości. Jak często kaleczymy się bo nie umiemy mądrze kochać.

Miłość jest służbą, ale jeśli jest tylko służbą, to jest jak herbata, z której uciekł aromat.

Z miłością kojarzy się samotność, co jest jedną z jej tajemnic. Człowiek nie może wystarczyć tylko drugiemu człowiekowi, Kiedy kocha, przeżywa samotność. Właśnie samotność w miłości jest miejscem dla Boga.

Miłości zawsze towarzyszy niepokój. (...) Miłość czasem bywa bezradna. Musi oprzeć się na kimś potężniejszym niż człowiek.

Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością.

Cierpienie w miłości ma swój sens. Jest jedyną możliwością sprawdzenia miłości. Nieważne jest jak kto cierpiał ale dlaczego cierpiał. Jeżeli cierpiał z miłości do drugiego człowieka, to jego cierpienie jest świadectwem miłości. Potwierdza jego miłość. Prawdziwa miłość szuka trudnych dróg.

Czy umiemy z miłością spojrzeć na tego, kto od nas odchodzi, kto nie chce z nami iść, nie chce nam służyć? Miłosne spojrzenie jest zawsze początkiem nowych cudów.

Kiedy czekamy, tęsknimy, kochamy – ludzka miłość może nas czasem zawieść, a serce „odstraszy kochać”. Tęsknota jednak, potrzeba miłości towarzyszy nam od dzieciństwa do starości. Człowiek stale szuka Boga i niespokojne serce spocznie dopiero w Panu. I w tęsknotę i w miłość wpisana jest samotność (...). Doświadczenia te – będące zawsze próbą wiary – pozwalają odkryć wartość miłości za „Bóg zapłać”, bo wcale nie trzeba czekać aż odpłaci nam człowiek. Płaci Bóg. Miłość za „Bóg zapłać” nie oczekuje ludzkiej wzajemności – oddaje wszystko i liczy na Pana Boga. On widzi i wynagradza to, czego ludzie nie potrafią wynagrodzić.

Dlaczego ktoś mnie nagle lubi?

To Bóg chce przez niego mnie kochać. Nawet nic nie wiedząc, mogę uczestniczyć w jego działaniu.

Dlaczego ja kocham?

To Bóg chce przeze mnie kogoś kochać.

Obym tylko całej tej sprawy Mu nie popsuł.

Najbliżej
Bóg kocha ciebie poprzez list serdeczny co doszedł
poprzez życzenia na święta
poprzez rzeczy tak ważne że się o nich nie pamięta
poprzez kogoś kto był przy tobie w grypie
poprzez tego co po spowiedzi już nie szczypie
poprzez deszcz co ci w uchu zadzwonił
poprzez kogoś kto ci się krzywić zabronił
poprzez psa co nogi ci lizał
przez serce krzyczące z krzyża


Ale nauka, prawda? Grubym tekstem zaznaczyłem to, co szczególnie mnie dotknęło.
Tekst z książki: "Elementarz Księdza Twardowskiego", A. Iwanowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.

środa, 24 grudnia 2008

Wesołych Świąt

Dziś wigilia. Mam nadzieję, że wszyscy moi czytelnicy doskonale wiedzą na pamiątkę jakiego wydarzenia to obchodzimy. Że nikt nie pozwolił aby w jego życiu stały się to święta „kolorowej choinki” i „czerwonego krasnoludka”. (Chociaż Mikołaja trudno nazwać krasnoludkiem). Tego właśnie chciałem Wam wszystkim życzyć. Abyście nie zapomnieli o tym, który w te święta jest najważniejszy. Jeśli nie masz w zwyczaju myśleć o Nim zbyt wiele, dziś pomyśl. Otwórz sobie Pismo Święte na fragmentach dotyczących narodzenia, poczytaj, przemyśl, po co to wszystko.

Mam nadzieję, że spędzisz te święta w rodzinnej atmosferze, z kimś, kogo kochasz lub z kimś, na kim Ci zależy. Obyś dostał dziś furę prezentów i czułości. Obyś naprawdę poczuł się kochany i potrzebny. I niech Cię Bóg błogosławi. Pamiętaj o Nim.

On pamięta o Tobie.

PS. Wczoraj miałem ciężki dzień. Przeczytaj poniższy post, jeśli cię to ciekawi. Cały wieczór modliłem się o wytchnienie, pokój… i dostałem je. Już wczoraj wieczorem, gdy kładłem się do łóżka, czułem spokój i Jego obecność. Przyszedł, aby otrzeć mi łzę. I wiecie co mi powiedział? Abym był dzielny. Bo On o mnie pamięta i nie pozwoli mi ciągle płakać i się smucić. Przygotował dla mnie piękne życie i jeszcze piękniejszą wieczność. I że na tej wieczności mam się skupić w chwilach ciężkich a odnajdę pocieszenie. Powiedział, że to jeszcze nie koniec moich „problemów”, ale że kiedyś ten koniec nastanie i będę się cieszył swoim życiem. I chociaż uczucia pustki i samotności zostały, to jednak lżej mi. Dużo lżej. Bóg usłyszał moje wołanie. Przyszedł.

On pamięta. O mnie, o Tobie…
Ty też pamiętaj.
Wesołych Świąt.

wtorek, 23 grudnia 2008

Efekt Hioba

Jestem rozżalony. Tak mi smutno, czuje się tak samotnie, że nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Czym sobie zasłużyłem na uczucie pustki? Na to złamane serce? Przecież nie należę do mężczyzn, którzy pragną pierwszej lepszej dziewczyny na jedną noc. Przecież nie piję, nie jestem agresywny. Nie krzywdzę świadomie i z premedytacją. Nie myślę o sobie wchodząc w związek. Jestem raczej z tych co uchodzą za porządnych ludzi. Więc mniemam że to nie kwestia żadnych zasług...
Boże, dlaczego ja muszę przez to przechodzić!
Cóż takiego uczyniłem?
Wiem, wiem, wiem. Wybrałeś mnie do specjalnego zadania. Ale czy nie mógłbyś odpuścić mi od czasu do czasu? Na chwile wybrać sobie kogoś innego?
Ja nie proszę o nie wiadomo co! A tymczasem czuję się traktowany jak... niewolnik.
Nie zrozum mnie źle Boże – pragnę Ci służyć i zrobię wszystko, czego zażądasz.
Tylko dlaczego w Twoich oczach nie zasłużyłem jeszcze na rękę jednej z Twoich córek.
Tak bardzo ją kocham...
A wygląda na to że Ty widzisz tą sprawę inaczej. Nie mi Ona pisana. Jest ktoś bardziej godny...

Heh... Efekt Hioba? Na to wygląda. Wiecie co jest napisane pod koniec Księgi Hioba, jest tam takie jedno zdanie, które daje mi ogromne pokłady siły. Wypowiedział to Hiob:
Dotąd Cię znałem ze słyszenia,
obecnie ujrzałem Cię wzrokiem.


Tą piosenkę dedykuję wszystkim, którzy tak jak ja, czują się samotni i zmęczeni.
Barlow Girl - Never Alone

sobota, 20 grudnia 2008

W mroku...

List do Rzymian 8.
28 Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru.
29 Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi.


Wszystko, czego doświadczamy ma swoje duchowe znaczenie. Każda łza, smutna mina, ból zrodzony w naszym sercu. Wszystko ma na celu zmienić nasze serce... upodobnić nas do Jezusa. Wszystko co nam się przydarza w ciągu życia jest powiązane ze sobą i wierzę że z czasem wyda owoc, który będzie się podobał Bogu.
Psalm 147 werset 3 jest mi szczególnie bliski w ostatnich dniach. Czekam z wytęsknieniem aż Bóg zadziała. Ale nie wiem jak długo to będzie jeszcze trwało.
Czy mam powody aby wątpić? Bać się? Na pewno mam. Czy zatem to zrobię? Nie. Dlaczego? Bo już teraz dostrzegam światło, które rozbłyska gdzieś w mroku. Piękne i ciepłe, przekraczające wszelkie wyobrażenia. Rozbłysło dla każdego serca (nie tylko dla mnie), które znajduje w sobie siłę aby trwać. Ale zanim to światło mnie otoczy i uleczy, minie jeszcze trochę czasu. Więc zacisnę zęby i będę dalej trwał, walczył, służył.

czwartek, 18 grudnia 2008

Amaranth

Piekny teledysk... bajka w moim stylu:)
Nightwish - Amaranth



Amarant:
- słowo pochodzenia greckiego oznaczające nieśmiertelność;
- wiecznie kwitnący kwiat;
- kolor;
- jakaś roślina spożywcza.

Refren piosenki:
Caress the one
The never-fading rain in your heart
The tears of snow-white sorrow
Caress the one, the hiding Amaranth
In a land of the daybreak

Pustynia

Och ta moja mroczna natura...
Prześladuje mnie od jakiegoś czasu. Upadki zdarzają mi się częściej niż zwykle, to co zwykło mnie bawić, już mnie nie bawi, czuję się jak kwiat rosnący na środku pustyni. Rosnący? Właściwie usychający. Z każdym kolejnym dniem pozbywam się złudzeń co do związku z ukochaną osobą. Do tego Bóg ciągle i ciągle od nowa popycha mnie do pracy. Nie mam chwili wytchnienia, jestem chory a w nocy nie mogę spać. Smutek się za mną włóczy jak cień i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Zastanawiam się czy to już depresja czy jeszcze nie... nie... raczej nie. Ale jestem na granicy wytrzymałości. Przestaje mnie cieszyć cokolwiek, nie mam ochoty na spotkania ze znajomymi, rozmowy z mamą... Och, to życie jest potwornie ciężkie.

Do czego mnie Bóg przygotowuje? Czy Jezus przechodził przez podobne „pustynie”? Na pewno tak, chociaż w Biblii opisane są dwie inne... dużo trudniejsze. Ech... odnalazłem ostatnio te wersety w 13 rozdziale Księgi Zachariasza.

7 Mieczu, podnieś się na mego Pasterza,
na Męża, który jest Mi bliski - wyrocznia Pana Zastępów.
Uderz Pasterza, aby się rozproszyły owce,
bo prawicę moją zwrócę przeciwko słabym.
8 W całym kraju - wyrocznia Pana -
dwie części zginą i śmierć poniosą,
trzecia część tylko ocaleje.
9 I tę trzecią część poprowadzę przez ogień,
oczyszczę ją, jak oczyszcza się srebro,
i wypróbuję tak, jak złoto próbują.
I wzywać będzie mego imienia - a Ja wysłucham,
i będę mówił: «Oto mój lud»,
a on powie: «Pan moim Bogiem».


Na pewno część z tego jest proroctwem o Jezusie. A reszta o jego uczniach... Ciężki okres przechodzę. I mimo że na mojej twarzy zawsze jest uśmiech, to jednak Ty, mój przyjacielu, nie daj się zwieść... pomódl się o mnie. Aby Bóg dał mi siłę na tej pustyni, dalej mnie nie rozpieszczał i sprawił żebym zawsze stawiał Jego wolę na pierwszym miejscu. Nawet jeśli miałoby to oznaczać że ta pustynia się prędko nie skończy.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Ruin Me...

Jestem zmęczony.
Od kilku tygodni przygotowywaliśmy akcję „Gwiazdkowa Niespodzianka” aby dzieciom z Otwocka sprawić trochę radości rozdając parę prezentów na święta. Chociaż parę to może zbytnia skromność. Rozdaliśmy około 80 paczek. I teraz dziękuję Bogu że miałem tak wielu współpracowników. Sam nigdy bym temu nie podołał.
Od trzech tygodni mieliśmy non stop próby jasełek. Zagraliśmy je tydzień temu na skwerze w Otwocku, potem w ciągu tygodnia w szkole z internatem w Michalinie a wczoraj mieliśmy przedstawienie w Klubie Smok podczas akcji rozdawania prezentów. W jasełkach grały głównie dzieciaki ze świetlicy.
Do tego trzeba było pomóc przy zorganizowaniu paczek, przechowaniu ich i przygotowaniu sali na cała akcję. Większość z tych rzeczy musiałem zrobić osobiście. I teraz jestem chory...
Bóg objawia mi ostatnio dużo nowych rzeczy i wykorzystuje moją osobę do granic możliwości. Z jednej strony mnie to cieszy, z drugiej sprawia że czuję ciężar prawdziwej służby.
Wczoraj po udanej akcji byłem na łyżwach z przyjaciółmi. Bawiłem się dobrze, ale ciągle czułem się niekompletny, zraniony, dotknięty. Zmęczony i w pewnym sensie już obojętny na to co się stanie ze mną. Nie obchodziło mnie czy bawię się dobrze czy nie. Ważne było dla mnie żeby tylko podobać się Bogu i pełnić jego wolę. Poczucie pustki i zobojętnienia było nawet miłe gdy tak ślizgałem się na łyżwach w rytm romantycznej muzyki.

Dziś słuchałem płyty z koncertu Passion 2006. Wewnątrz okładki jest fragment banneru grafitti, który był ozdobą tego konceru. Jeden z napisów na banerze brzmiał: „RUIN ME FOR YOU!” (zniszcz mnie dla siebie). Mam wrażenie że Bóg właśnie to czyni ze mną od paru miesięcy.