czwartek, 31 stycznia 2008

Lustro

Księżniczka podeszła do lustra i spojrzała na swoje odbicie.
– Taka jesteś – usłyszała głos za swoimi plecami.
Wiedziała kto to mówił. W zacienionym kącie zamkowej komnaty skrywał się ten, którego kiedyś uważała za swojego przyjaciela. Ten, który podarował jej lustro. Wtedy mówił jej komplementy, opowiadał jaka jest piękna, niezależna. Jak wiele może osiągnąć gdy będzie działać z jego pomocą. Podarował jej lustro aby mogła podziwiać swoje piękno. By mogła zrozumieć kim jest. Wtedy widziała swoje odbicie i podziwiała je. Ale szybko ten dar – lustro – stał się przekleństwem. Zaczęły pojawiać się w nim sylwetki innych kobiet. I wszystkie były piękne. W sercu księżniczki pojawiła się zazdrość. Spytała tego, który ofiarował jej lustro co może z nimi zrobić. Padła jedna odpowiedź: „Zabij je.”
Księżniczka zaczęła studiować księgi magiczne i szukała sposobów by pozbyć się konkurentek. Szybko doszła do wprawy. Wysyłała dziewczynom zatrute jabłka lub najmowała zabójców. Wszystko aby pozostać najpiękniejszą. Lecz z każdym kolejnym morderstwem jej ciał zaczynało umierać. Już po pierwszej zbrodni na jej dłoni pojawiła się krwawiąca blizna. A później kolejne: na rękach, szyi, tułowiu, twarzy...
Dziś stała przed lustrem z twarzą pokrytą wieloma bliznami. Ledwo mogła dostrzec urodę jaką posiadała kilka lat wcześniej. Głos z cienia powtórzył się ponownie.
– Taka jesteś – powiedział. – Chciałaś być piękna, a jesteś...
– Potworem – dokończyła księżniczka.
– Tak – powiedział z satysfakcjom głos.
Księżniczce łzy popłynęły z oczu. Nie ziściły się jej marzenia. Nie stała się najpiękniejszą na świecie. I nic nie mogło cofnąć decyzji, którą podjęła kilka lat temu. Człowiek stojący w cieniu, wyszedł do światła. Był niski i garbaty. Nosił ciemne ubrania i nie miał włosów. Jego uszy były szpiczaste a zęby ostre jak kły dzikiego zwierzęcia. Jego oczy były całkiem czarne. Postać podeszła do lustra trzymając w ręku jabłko. Takie same jabłko, jakiego księżniczka wielokrotnie używała aby pozbywać się swoich konkurentek.
– Bierz – powiedział garbus. – To jedyny sposób aby ulżyć twojemu bólowi. Przecież jesteś nikim.
Księżniczka wzięła jabłko i spojrzała w lustro. W odbiciu ujrzała jak garbus wycofuje się z powrotem do cienia. Potem spojrzała na jabłko. Wyglądał soczyście i smacznie. Takie miało być. Nęcące oczy i śmiertelnie trujące.
– Jakim prawem – zaczęła księżniczka mówiąc cichym i roztrzęsionym głosem – mówisz mi że nie jestem piękna.
Garbus zamarł w bezruchu. Skryty w cieniu wpatrywał się w plecy księżniczki.
– Jakim prawem – mówiła dalej – mówisz mi że jestem nikim. Przecież wszystko można zmienić.
Nie skończyła mówić tych słów i cisnęła jabłkiem w lustro. Pojawiło się na nim pęknięcie w kształcie krzyża. Księżniczka podeszła bliżej. Ku jej zdziwieniu z pęknięcia zaczęła wypływać krew. Wyciągnęła swoją dłoń w kierunku zwierciadła.
– Nie – garbus zaczął protestować. – Nie dotykaj tego!
Księżniczka nie była głupia. Wiedziała że ktoś, kto życzy jej śmierci nigdy nie będzie ostrzegał jej o niebezpieczeństwie. Na przekór protestom garbusa dotknęła się krwi.
Gdy tylko pierwsza kropla krwi spłynęła do środka jej dłoni i dotknęła jej pierwszej blizny, poczuła delikatne mrowienie. Zaraz potem blizna zaczęła znikać. A po chwili znikały kolejne. Z jej rąk, szyi, tułowia, twarzy. Gdy księżniczka spojrzała w pęknięte lustro ujrzała się taką, jaką była wcześniej. Wszystko odeszło. Jej zbrodnie, blizny... tylko pęknięcie w kształcie krzyża pozostało na lustrze. I znów łzy popłynęły z oczu księżniczki. Tym razem były to łzy szczęścia.
– Nie wierzę – wyszeptała. – Wszystko się skończyło. Nie wierzę!
W jej sercu zaiskrzył jedna niedokończona sprawa. Odwróciła się na pięcie i spojrzała w zacieniony kąt gdzie zwykł się chować garbus. Jej spojrzenie było pełne wściekłości.