wtorek, 23 czerwca 2009

Filadelfia

Zaczęło się pod górkę.
Na sobotę mieliśmy zaplanowaną akcję – pomoc podczas Powiatowego Pikniku Rodzin Zastępczych. Mieliśmy stawić się o 10:00 przy siedzibie PCPRu w Otwocku i zorganizować atrakcję dla dzieci. Ale okazało się że muszę zostać w domu.

Od trzech tygodni mieszka u nas mój dziadek – Zygmunt. Jest już stary i wymaga opieki. Moja mama razem z dwiema ciociami szukają mu miejsca w Domu Opieki. Ale trudno o takie miejsce. Okazało się że w sobotni ranek były umówione w paru instytucjach aby posprawdzać ich jakość, klimat itp. Ale na ten czas ktoś musiał zostać w domu z dziadkiem. Jako że mój brat obawiał się że sobie nie poradzi – poproszono mnie o pomoc. Sprawiło to że na akcję dojechałem spóźniony.

Dotarłem około 12:00. Filadelfiści zdążyli się już zaangażować w parę inicjatyw. Zajęcia z baseballu oraz footballu jeszcze nie ruszyły. Gdy tylko zjawił się Daniel, ruszyliśmy z nimi. Cieszyły się dużo większym powodzeniem niż podczas innych akcji. I to sprawiało wszystkim satysfakcję. W trakcie dnia było wiele atrakcji, koncerty, darmowy grill i wata cukrowa, dmuchana zjeżdżalnia itp. W drugiej połowie dnia wystawiliśmy dwie scenki dramowe. W jednym zdaniu: mieliśmy wiele pracy i po wszystkim czuliśmy się zmęczeni.

Gdy dotarliśmy do Smoka, odstawiliśmy nasze graty i postanowiliśmy zrobić sobie społeczność. W tym celu udaliśmy się w okolicę otwockiej Zofiówki – ruin starego szpitala psychiatrycznego w Otwocku. Usiedliśmy na łące i mieliśmy studium biblijne na temat tego jakie życie powinien prowadzić chrześcijanin (KOL 3,1-15).

Cały dzień świeciło słońce. Byłem bardzo zdziwiony gdy któryś z Filadelfistów krzyknął „tęczaaa!” wskazując palcem na niebo prosto nad nami. Faktycznie, była tam tęcza.

Filadelfia odżyła. Od Wielkanocy mieliśmy trzy duże akcje, zorganizowaliśmy też wspólnego grilla. Integrujemy się, mamy wiele pomysłów na pomoc ludziom w naszym mieście. Mamy coraz więcej okazji aby razem studiować pismo święte, przebywać razem. A jeszcze pół roku temu miałem wrażenie że to koniec Filadelfii. Jeszcze pół roku temu nikt nie chciał się w to angażować, sam dźwigałem ciężar integracji grupy, organizacji akcji i nie było nikogo kto mógłby mi pomóc. I patrzcie co stało się w tą sobotę! Po kolejnej udanej akcji Bóg namalował dla nas tęcze – znak przymierza z człowiekiem. Znak tego że błogosławi naszą służbę i nie zapomniał o nas.

7 Aniołowi Kościoła w Filadelfii napisz:
To mówi Święty, Prawdomówny,
Ten, co ma klucz Dawida,
Ten, co otwiera, a nikt nie zamknie,
i Ten, co zamyka, a nikt nie otwiera.
8 Znam twoje czyny.
Oto postawiłem jako dar przed tobą drzwi otwarte,
których nikt nie może zamknąć,
bo ty chociaż moc masz znikomą,
zachowałeś moje słowo
i nie zaparłeś się mego imienia.


Apokalipsa św. Jana, rozdział 3.

czwartek, 11 czerwca 2009

Tęskniąc za Ojcem

Burza przeszła bokiem.
Siedziałem pod daszkiem trzymając w ręku kubek z herbatą i podziwiałem pioruny rozbłyskujące w oddali. Byłem smutny. Znów poczułem się samotnie. Znów zacząłem tęsknić do Boga. Prawie się popłakałem podziwiając błyski przechodzące po chmurach. Zacząłem się modlić...
„Panie, tak bardzo tęsknię. Czuję się tak jakbyś był daleko, jak ta burza, która rozbłyskuje na horyzoncie. Ja jestem tu, Ty jesteś tam. I nie wiem jak tam dojść. Nie wiem jak wrócić.”
Odpowiedziała mi cisza i pomruki grzmotów. Czekałem, tęskniłem. Myślałem o Kini, o moich wadach i samolubstwie, o dziadku, który przebywał pod nasza opieką, o Filadelfii i pracy dla Boga. Po chwili modliłem się dalej...
„Tak bardzo chciałbym abyś był ze mnie dumny, zadowolony ze mnie. Chciałbym robić coś naprawdę pożytecznego, coś co przyniesie Ci radość, coś z czego będziesz dumny. Chciałbym robić coś na miarę nadziei jaką ludzie we mnie pokładają. A tymczasem czuje się taki zagubiony, mały, oddalony od Ciebie...”
Znów nie było odpowiedzi. Tylko cisza, przemyślenia i burza. I to niesamowite uczucie... pokój mieszający się z tęsknotą. Patrzyłem na przyrodę, grzmoty, deszcz. Czułem powiew wiatru. A w tym wszystkim obecność... Jego obecność. Dalej się modliłem.
„Wszystko mi Ciebie przypomina, Panie. Grzmoty - Twoją potęgę, deszcze - Twoje odnowienie i oczyszczenie, wiatr - Twojego Ducha, świeżość w powietrzu - Twoją miłość. Jesteś taki cudowny jak aura po burzy. A ja w tym wszystkim czuję się... czuję że śmierdzę.”
Powiedziałem to w chwili w której do mych nozdrzy dotarł nieświeży zapach moich stóp. Bóg nie kazał mi dłużej czekać. Odpowiedział.
„Jesteś czysty. Twoje nogi są brudne bo ubrudziły się tym światem gdy szedłeś w złym kierunku. Przez błoto i brud. Pozwól że je obmyje... bo cała reszta jest czysta.” Przypomniałem sobie gdy Bóg dokładnie to samo mówił do św. Piotra tuż przed obmyciem jego stóp. Symbol służby, uniżenia... Bóg obmywający stopy tych, których wybrał do służby. Tych, którzy odpowiedzieli na wezwanie i poszli za nim. Wiedział że bez Jego pomocy nikt nie będzie wstanie dojść do nieba krocząc przez ten świat.
Odzyskałem spokój i ufność. Bóg chce mnie przygotować do czegoś. Muszę jeszcze trochę potęsknić i poczekać.

1 Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował.
2 W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać,
3 wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie,
4 wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał.
5 Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.
6 Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?»
7 Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział».
8 Rzekł do Niego Piotr: «Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał». Odpowiedział mu Jezus: «Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną».
9 Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!».
10 Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy».


Ewangelia wg św. Jana, rozdział 13.

środa, 10 czerwca 2009

Egzamin

Siedząc przed pokojem wykładowcy, czułem się fatalnie. Bardzo bałem się że obleję ten egzamin i będę miał jeden problem więcej. Jak zwykle wkuwałem na ostatnią chwilę i byłem mocno niedouczony. Luki w mojej wiedzy i notatkach, które trzymałem w ręku, sprawiały że czułem się jak osoba stąpająca po cienkim lodzie. A w dodatku głowa mi pękała od nauki. Uczyłem się wczoraj wieczorem, dziś z rana, jadąc pociągiem na egzamin i także na korytarzu WDINP UW. Byłem prawie pewien że z mojej czaszki unosił się lekki dymek, dokładnie taki sam jak z przepalonych komputerów.

Po jakimś czasie dołączył do mnie znajomy z kierunku – Mateusz. On również miał ten egzamin w plecy. Podobnie jak ja nie przygotował prezentacji na zajęcia i pani doktor chciała z nim porozmawiać. Niestety czas go gonił i musiał wracać do pracy więc nie dotrwał do egzaminu. Ja tymczasem czekałem na końcu długiej kolejki oblany stresem i zmęczeniem. Czekałem już ponad półtorej godziny.

Gdy nadeszła moja kolej wszedłem do pokoju i usiadłem przed biurkiem. Pani Gertruda rozdawała jeszcze wpisy i w tym momencie przyszedł jakiś pracownik Instytutu. Nie wiedziałem czy to wykładowca, sekretarz czy ktoś jeszcze inny. Chciał zamienić z panią doktor dwa słowa. Gdy ta skończyła rozdawać wpisy, upewniła się z którego roku oraz jakiego kierunku studiów jestem po czym opuściła pokój.

Trwało to chwilę. Zmęczenie przygotowaniami i tęsknota za Kinią sprawiły że w moich myślach ukształtowała się modlitwa. Oparłem ciężką głowę na dłoniach i zacząłem się modlić. „Boże, ciężko mi. Ciągle pracuję, działam... tak wiele robię dla Ciebie że zapominam że to Ty jesteś najważniejszy. Chyba stałem się 'Pracownikiem Królestwa' na ¾ etatu i Twoim naśladowcą na ¼. Chyba znów się pogubiłem w służbie. Tak bardzo Cię pragnę, potrzebuję. Tak bardzo chcę wrócić.” Odpowiedział mi od razu: „Niedługo wrócisz. Pomogę ci wrócić.” Poczułem pokój i radość. Kocham Jego głos. Po chwili dodał: „I nie martw się o egzamin”.

Pani Gertruda wróciła. Usiadła za biurkiem i posypały się pytania: Jaki rodzaj systemu zabezpieczenia społecznego mamy w Polsce? Ile wynoszą składki na ubezpieczenia? Na czym polega „filarowość” systemu emerytalnego? Jakie warunki należy spełnić aby otrzymać świadczenia emerytalne? Czy pan uważa, że różnica w wieku emerytalnym pomiędzy kobietami i mężczyznami to dobry pomysł? … nie trwało to długo. Odpowiedziałem w miarę precyzyjnie. Pani doktor spojrzała na mnie i powiedziała: „No, ładnie panie Pawle. Ma pan czwórkę za wytrwałość, bo chyba dosyć długo pan czekał.”

Wyszedłem z egzaminu szczęśliwym człowiekiem. Cieszyłem się z ładnej pogody, muzyki na uszach, dobrej oceny i rozmowy z Bogiem. W drodze powrotnej zahaczyłem o pracę Mateusza, powiedziałem mu o pytaniach, życzyłem powodzenia. A potem zajrzałem jeszcze do kwiaciarni...

„Dzień dobry, chciałem kupić różę. W jakich są cenach?”
„Te po 8, te po 6 a tamte po 5.”
„Chodziło mi o tamte, herbaciane.”
(…)

Kini też należy się odrobina mojego szczęścia.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Zaginiona wychowanka...

Wmurowało mnie gdy zobaczyłem jej twarz.
Siedząc na ławce na Krakowskim Przedmieściu w przerwie wykładów, spodziewałem się tylko lekkich konwersacji z koleżankami ze studiów. A tu nagle moim oczom ukazała się twarz Ani. Przechadzała się z koleżankami ze szkoły. Była szczuplejsza na twarzy niż zazwyczaj. Jej włosy miały całkowicie czarny kolor. Nie wyglądała już jak dziecko, ale jak młoda kobieta. Poczułem niesamowitą radość w sercu gdy ją ujrzałem.
Znałem Anię od wielu lat. Była kiedyś wychowanką na mojej świetlicy. Obydwu świetlic. Niesamowicie wrażliwa i kochana dziewczyna. Niestety ale zbyt wrażliwa. Pchnęło ją to w życiu do wielu błędnych decyzji. Dziś uczy się w szkole z internatem. Mam nadzieję że wkrótce wróci do Otwocka na stałe.
Od dawna Bóg kładzie mi ją na sercu. Daje mi cierpliwość abym czekał, wytrwałość i wiarę że potencjał Ani zmaksymalizuje się gdy tylko odnajdzie drogę do domu.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Festiwal

Dwa ostatnie tygodnie były gonitwą, wyścigiem, chaosem i stresem. Nie pamiętam abym miał okazję odpocząć w ich trackie. Zajmowałem się trzema sprawami naraz: studiami, świetlicą, i przygotowywaniem festiwalu. Studia jakoś pchnąłem do przodu, na świetlicy miałem wsparcie niezastąpionej Kini, a festiwal... cóż wyszedł niesamowicie. Nie bez przygód, ale wszystko się udało.

W Otwocku lało od piątku. Ciężkie, deszczowe chmury zmusiły nas w OCKu do odwołania imprezy w piątek i koncertu w sobotę. Niebo zdawało się być w tej kwestii nieubłagane. Nadzieja na udany festyn wróciła wraz z niedzielnym porankiem. Było słonecznie i ładnie. Wstałem rano i ruszyłem do Klubu Smok aby pozbierać wszystkie przybory potrzebne do przeprowadzenia warsztatów i zagrania dramy.

Wolontariusze stawili się o 10:00 w wyznaczonym punkcie. Szybko rozdzieliliśmy obowiązki i przygotowaliśmy Miasteczko Festiwalowe pełne atrakcji. Byliśmy gotowi do przeprowadzenia warsztatów tanecznych, kuglarskich, warsztatów origami, zajęć z rytmiki (bębny) oraz wytwarzania masek gipsowych. Mieliśmy również namiot kinowy. Gdy już wszystko było przygotowane, lunął deszcz.

Padało przez ponad dwie godziny, ludzie pouciekali zostawiając miasteczko festiwalowe. Na imprezie zostali tylko wolontariusze i obsługa. Byliśmy gotowi, pogoda nie. Nie byłem pewien dlaczego Bóg pozwolił na to. Miałem wszelkie powody aby mieć Mu to za złe. Ale nie potrafiłem. Byłem pewien że ma w tym swój plan.

Deszcz minął. Zaraz potem poproszono nas abyśmy zagrali przygotowaną przez nas dramę. Mieliśmy przygotowane trzy scenki, które mieliśmy zagrać w trakcie festiwalu. A zagraliśmy cztery, w zupełnie innych godzinach. Staliśmy się alternatywą dla atrakcji estradowych, które nie mogły się odbyć z przyczyn atmosferycznych. Tak wiele osób miało okazję obejrzeć nasze scenki. Dostaliśmy brawa i same pozytywne komentarze. Dotarliśmy na pewno do umysłów ludzi... mam nadzieję że również do serc.

Warsztaty ruszyły wraz ze słońcem. Wyrobiliśmy kilka masek, nauczyliśmy tańca parę osób, kilka dzieciaków zainteresowało się origami i bębnami. Było skromnie, bardzo skromnie. Byliśmy przygotowani na dużo więcej, ale ludzie nie byli tak śmieli jak chcieliśmy aby byli. Mimo wszystko ja byłem zadowolony. Mam nadzieję że moi wolontariusze oraz mieszkańcy Otwocka, również.

I jeszcze słowo do wolontariuszy. Dwa ostatnie tygodnie były gonitwą, wyścigiem, chaosem i stresem. Nie pamiętam abym miał okazję odpocząć w ich trackie. Odpocząłem później, w ramionach ukochanej, ubrany w nową koszulkę, która była prezentem od Was. Odpocząłem przez chwilę bo w moim sercu znów dwoją się i troją marzenia, myśli, pomysły na to, jak mógłbym służyć Bogu. Mam nadzieję że jesteście ze mną, bo bez Was nie zrobię nic. Tak samo jak bez Boga i słońca, które zapalił w ostatniej chwili nie moglibyśmy osiągnąć niczego.

Dziękuję Wam za zaangażowanie i pomoc. Zarówno moim ziomkom z Otwocka, jak i przyjaciołom z Lublina z grupy Sprzeciw.