piątek, 18 lipca 2008

All For Love & Shout Unto God!

Trochę uwielbienia z górnej pólki. Miłego oglądania!

wtorek, 1 lipca 2008

Proroctwo czy głupota?

W czwartek 26 czerwca byłem gościem na obozie zorganizowanym przez Chrześcijańską Fundację Radość. Pojechałem tam dlatego, że część dzieciaków z mojej świetlicy była uczestnikami tego obozu.
Dosyć szybko przywitałem się ze wszystkimi znajomymi a zaraz potem był czas na wspólną kolację. Gdy tylko wszyscy zjedli zaczęła się społeczność wieczorna. Poszedłem szybkim krokiem na salę gdzie wszystko miało się odbywać i usiadłem pod ścianą gdy zespół kończył próbę.
– Pawle – usłyszałem jego głos. – Chcę abyś dziś prorokował.
Pogrążyłem się jeszcze głębiej w modlitwie i w oczekiwaniu na to, co Bóg chciał czynić tego dnia. Dzieciaki coraz gęściej przychodziły na salę. Część dobrowolnie, część broniąc się przed kolejną społecznością. Rozpoczęło się uwielbienie a ja tańcząc i klaszcząc w dłonie wsłuchiwałem się w to, co Bóg chciał dziś przekazać innym. I wtedy ujrzałem chłopaka w żółtej koszulce. Miał długie włosy i uwielbiał Pana trzymając dłonie wysoko w górze. Poczułem „impuls” i wiedziałem że jest on pierwszą osobą do której mam przemówić. Spytałem pana co mam mu przekazać.
– Spójrz na swoje nogi – powiedział. Wykonałem jego polecenie.
Na moich nogach były świeżo kupione sandały.
– Widzę sandały.
– I to mu powiesz: sandał.
Byłem w ciężkim szoku. Zwłaszcza że jak zwykle miałem wątpliwości czy to z Bogiem rozmawiam czy ze samym sobą. Prosiłem o proste potwierdzenie tego słowa. Poprosiłem abym miał okazję go poznać zaraz po społeczności.
Ale zanim społeczność się skończyła, był czas na zwiastowanie ewangelii. I po raz kolejny duch święty nas zaskoczył. Ponad 30 dzieciaków odpowiedziała na wezwanie a zaraz potem duża część z nich zaczęła płakać i wtulać się w swoich liderów. Bóg pokazał mi jeszcze trójkę dzieciaków do których miałem konkretne przesłanie. Przesłanie o miłości, odwadze i namaszczeniu. A gdy wszystko się skończyło i ludzie zaczęli wychodzić na korytarz, rozpętało się piekło. Mnóstwo dzieciaków (tych, które nie odpowiedziały na wezwanie) zaczęło szaleć i rozrabiać. Opiekunowie stwierdzili że tak ciężko jeszcze nie było. Porozmawiałem z paroma, pomogłem uspokoić bardziej hałaśliwych i porozmawiałem z grupą dziewczyn (świeżo nawróconych) o tym, co przeżyły tego wieczoru. A potem zacząłem wracać na salę w której wcześniej miało miejsce uwielbienie. Po drodze spotkałem tego chłopaka. Stał z moim znajomym: Mikem. On właśnie przedstawił nas sobie. Później, tuż przed wyjściem odnalazłem go i przekazałem słowo od Pana. Uśmiechnął się i uściskał mnie. Dzień później przekazał mi przez Krzyśka – naszego wspólnego znajomego – że to co mu przekazałem, bardzo mu pomogło.
Trudno wierzyć. Trudno mieć odwagę aby mówić niezrozumiałe dla nas rzeczy, aby nakładać na ludzi ręce i modlić się o uzdrowienie lub o cokolwiek innego. Ale warto. Naprawdę warto iść za głosem Pana i nie patrzeć na to, co myślą o tym inni.