niedziela, 1 lutego 2009

Następny dzień

Kończy się następny dzień. A ty wspiąłeś się odrobinę wyżej w swojej wędrówce na szczyt. Mimo to nie czujesz się dumny bo wiesz, że zrobiłeś coś nie tak. Całe to „święte życie” jest trudne. Tak jakby konfrontować płonącą świeczkę z silnym wiatrem i mieć nadzieję że jej płomień nie zgaśnie. I wypowiadasz modlitwę za modlitwą a one nikną gdzieś w powietrzu i nic się nie zmienia. Dalej idziesz i masz wrażenie, że jesteś sam. Nie znajdujesz pocieszenia ani wytchnienia. Chociaż szukasz go bardzo pilnie. I wtedy upadasz. Zaciskasz w dłoni popioły marzeń, które spłonęły wraz z twoim grzechem i zastanawiasz się czy to w ogóle można jeszcze odkręcić. Będąc na dnie, zastanawiasz się gdzie jest w tym wszystkim Bóg. Dlaczego schował swoje oblicze. Dlaczego cię opuścił. Potem idziesz spać w nadziei że kolejny dzień przyniesie zmianę.
Ale następnego dnia jest tak samo. Jedyną wiadomością jaką dostajesz od Boga jest milczenie. Jedyna nadzieja zaczyna blednąć, wszystko wydaje się umierać. Gdy jesteś w takim stanie kwestionujesz istnienie Boga. Lub myślisz o tym co zrobiłeś takiego strasznego, że teraz musisz przez to przechodzić.
A ja ci powiem że to nic wyjątkowego. Przestań się wreszcie dziwić gdy cię to spotyka. Każdy przez to przechodzi. Począwszy na tobie, twoim pastorze, twojej siostrze i twoim bracie w Chrystusie, poprzez Dawida, Daniela i proroków a na Jezusie skończywszy.
Jezus przez 40 dni siedział na pustyni. Kuszony i zapomniany, zdany na własne siły. Diabeł porzucał mu coraz to nową ofertę. Coraz to nowy kontrakt aby ulżyć cierpieniu, złagodzić poczucie opuszczenia. Ale Jezus się nie dał. Chyba jako jedyny wyszedł z czegoś takiego obronną ręką.
A Dawid? Przecież był bohaterem wiary. Nikt chyba nie był tak blisko Boga, jak Dawid. Nikt nie miał tak wielkiej wiary jak on. A mimo to duża część jego psalmów mówi o poczuciu osamotnienia, opuszczenia. Mówi o tym jak bardzo cały świat na niego nastaje a Bóg nic z tym nie robi!
To takie normalne. Ta cała posucha duchowa. Wiem, trudne. Ale to nic wyjątkowego. Najwyższym poziomem uwielbienia, jest chwalenie Boga w bólu, w doświadczeniu. Kochanie Go, gdy wydaje się być daleko. To nie ma nic wspólnego z karaniem za grzechy. Jest to normalna próbą wiary. Ten sprawdzian ma pokazać (bardziej nam samym niż Jemu, bo On pewnie wie) czy potrafimy Go kochać gdy nie odczuwamy Jego obecności i nie dostrzegamy Jego działania w naszym życiu.
Pamiętaj aby na pustyni zawsze mówić Bogu szczerze co czujesz. Pamiętaj też jaka jest Jego natura (dobry i kochający). Pamiętaj także o tym, że On zawsze spełnia swoje obietnice. Oraz o tym, co dla ciebie uczynił do tej pory.

Kiedy czujesz się porzucony przez Boga, ale nadal Mu ufasz, nie bacząc na swoje uczucia, to jest to najwspanialsza forma uwielbienia, jaką możesz Mu zaoferować.
Rick Warren „Życie Świadome Celu”.

2 komentarze:

Anonymous pisze...

życie..kilka marzeń, kilka wizji, kilka osób przy twej drodze.. ból, cierpienie, trochę łez.. każdy sen prowadzi nas do dnia spełnienia, nie na kres.. On zna każdy krok i pamięta Słowa Swe.. ufać Jemu zawsze chce.. dzięki za te przemyślenia, którymi się dzielisz, dają mi nadzieję..

Anonymous pisze...

dobre słowa, dobra rada, jednak trudne do wykonania

Prześlij komentarz