środa, 22 października 2008

Przebudzenie

Mój smutek stał się tak głęboki jak to tylko możliwe. Stojąc sam na stacji PKP w Otwocku, czekając na przedostatni tej nocy pociąg, popłakałem się. Nie obchodziło mnie czy ktoś to widzi czy nie. Łzy same płynęły.

Kilka minut wcześniej pożegnałem się z Moniką. Obydwoje byliśmy bardzo smutni. Doszliśmy do wniosku że budowanie jakiegokolwiek związku w obecnej sytuacji nie ma szans powodzenia.
Powiedziałem Monice, że po tym wszystkim najprawdopodobniej wrócę do swojego starego sposobu życia – znów będę bardziej zamknięty w sobie, wyalienowany, cichy. Tak jak było kilka miesięcy temu. Zanim Ją poznałem i otworzyłem się. Zanim Ona mnie otworzyła.
Żałowałem tych słów. Żałowałem ich ponieważ zasmuciły Ją bardzo. Sprawiły że się popłakała, zaczęła obwiniać. Modliłem się o Nią gdy wsadzałem Ją w pociąg do domu. Ale Jej serce było daleko od radości. Moje też... kto wie czy nie dalej.

Mój smutek pchnął mnie w ramiona Boga. Modliłem się od chwili gdy drzwi pociągu się zamknęły, do chwili gdy wszedłem własnego domu. Czyli ponad 45 minut.
Modliłem się na stacji, wyznając swoje grzechy, mówiąc że czuję się winny całej tej sytuacji. Że najchętniej wziąłbym cały ból Grześka, Moniki oraz Ich grzechy na siebie. Tylko żeby nie musieli już cierpieć z powodu całej tej sytuacji. Modliłem się o rozwiązanie, o pokój dla Nich. Nawet kosztem własnego pokoju i szczęścia. Modliłem się oto a jednocześnie w głębi serca wypłakiwałem się ze swojej nieudolności, ze swojego pragnienia aby być przy Niej. Mówiłem Bogu że pragnę być z Nią, ale to się nie liczy. Liczyło się dla mnie tylko Ich szczęście i pokój.
Gdy wsiadałem do pociągu, modliłem się dalej. Modliłem się o siłę aby przez to wszystko przejść, aby mimo bólu, zawsze się do Niej uśmiechać, być przyjacielem, którego pragnie.
Bóg dał mi wtedy werset z ewangelii św. Jana 16,21-23. Byłem w szoku! Zacząłem śmiać się przez łzy i mówić Mu: „Panie! Te wersety brzmią jak jakieś szyderstwo!”.
Gdy wyszedłem z pociągu w Celestynowie, modliłem się dalej. Słuchając piosenki „This Is Our God”. Modliłem się o szybkie uleczenie mojego serca. I żaliłem się że przecież nie pragnę rzeczy tak strasznie wielkiej. Że pragnę tylko poczuć się kochanym. Prawdziwie kochanym przez kobietę. Chcę aby Jego miłość została na mnie wylana w ten sposób. Myślałem wtedy że Bóg był daleko. Ale to była nieprawda.
Doszedłem na polanę niedaleko od mojego domu. Zamiast udać się prosto na kolację, zatrzymałem się tam, padłem na kolana i płacząc wzniosłem swoje ręce ku rozgwieżdżonemu niebu. Wielbiłem Boga. Dziękowałem Mu za tą całą sytuację. Powiedziałem że dalej chcę aby mnie prowadził. Przez każdą tego typu dolinę. Nie ważne ile będę musiał wycierpieć. Chciałem Mu służyć. Tylko służyć. Gdy skończyłem modlić się swoimi słowami, powiedziałem modlitwę pańską i zamilkłem, czekając na Jego słowo. Czekałem 30 sekund. Zapytałem: „Gdzie jesteś Panie?”. Odpowiedział: „Tuż obok Ciebie”. Uśmiechnąłem się lekko. Zapytałem znów: „Co chcesz mi powiedzieć?”. Poczułem jego miłość i w moim sercu zabrzmiała odpowiedź: „Twoja modlitwa została wysłuchana”. I odszedł.

Wracając do domu w moim sercu zrodziły się wątpliwości i pytania. Niby która modlitwa miała zostać wysłuchana? Przecież modliłem się momentami o dwie, zupełnie sprzeczne rzeczy! Czy to na pewno był Bóg? Ale to chyba normalne. Wątpliwości towarzyszą każdemu, kto wierzy.
Już ze swojego pokoju zadzwoniłem do Moniki. Chciałem się zapytać jak się czuje. Chciałem umówić się na rozmowę na Gadu-Gadu. Spotkaliśmy się tam po 22. Początek był oczywiście trudny i pod górę. Przeprosiłem Ją za moje słowa na stacji. Powiedziałem że mam w sobie wiele siły i ze pewnie nie zamknę się w sobie. Że wytrzymam. Nie pocieszyłem Jej wcale. W dodatku rozmawiała wtedy ze swoją koleżanką, która miała problemy. Mówiła też o tym że jest przytłoczona tym jak wiele osób zwraca się do Niej w problemach. Napisała pytanie: „Czemu tak wiele osób?”. Odpisałem zgodnie z objawieniem jakie otrzymałem od Pana: „Nadchodzi przebudzenie, Moniko. Diabeł będzie nas teraz bez przerwy atakował abyśmy tylko się poddali. I im więcej ataków przeżywamy, tym bardziej się obawia naszego namaszczenia”. Przez chwilę ekran milczał. Gdy zamigotała odpowiedź, poczułem że coś pęka. Odpisała: „Skopie mu tyłek!”. Zdziwiłem się: „Komu? Diabłu?”. Odpisała: „Tak! Paweł, choć nie damy się! Skopiemy mu tyłek za to co robi!”
Od tego momentu rozmowa poszła całkowicie innym torem. I obydwoje poczuliśmy w sobie mnóstwo siły. Zapragnęliśmy służyć razem. Służyć sobie i światu. Ramię w ramię walczyć o sprawy królestwa niebios. Poczuliśmy w sobie taką radość i chęć do pracy, jakiej dawno nie było w naszych sercach. Noc z ciężkiej i pełnej bólu zamieniła się w piękną.
A jednocześnie cały czas prowadziłem rozmowę z Martą – moja przyjaciółką z dawnych lat. Marta od dawna była zatwardziałą ateistką. Ale w ostatnich miesiącach Bóg zaczął coś w Niej zmieniać. Warownie nieufności, gniewu na Boga i strachu, zaczęły pękać. A ona sama chce teraz szukać Boga. Chce się do Niego zbliżyć i poznać jako źródło miłości, pokoju i wolności.

Gdy byłem już zbyt zmęczony aby wysiedzieć przed ekranem, pożegnałem się i wyłączyłem komputer. Idąc do łóżka nie potrafiłem przestać się modlić i dziękować Bogu za ten wieczór. Zacząłem tańczyć jak dziecko i wołać z wdzięcznością. A potem wszedłem do łóżka i zasnąłem.

I zaczęło się przebudzenie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz