sobota, 12 lutego 2011

Korzeń wiary

Nie warto zapominać w jakich okolicznościach nawróciło się do Boga. Ja prawie o tym zapomniałem. Pamiętam, że Bóg mówił do mnie bardzo wiele gdy będąc jeszcze katolikiem szykowałem się do przyjęcia bierzmowania. Wtedy też nawróciłem się się po raz pierwszy. Ale byłem całkiem sam ze swoją nową, maleńką wiarą - ani przyjaciół, ani kościoła, ani Biblii. Po miesiącu zacząłem się staczać i musiały minąć trzy lata zanim po raz kolejny dałem Bogu szanse.
Winorośl - słowa Boga na temat winorośli wówczas były tymi, które Bóg kładł mi na sercu. Pamiętam jak biegałem do spowiedzi co tydzień, żaliłem się księdzu, że moje życie chrześcijańskie jest poplątane, pełne grzechu i słabości... A ksiądz, tydzień po tygodniu zadawał mi jedną i tą samą pokutę: "Przeczytaj 15 rozdział ewangelii Jana!" Cóż... nie każdy ma tyle wyczucia aby przeczytać i postarać się zrozumieć. Ja wtedy nie miałem.
Wiecie co tam jest napisane? Że Jezus jest winoroślą w której my musimy trwać! Inaczej nasza wiara zwiędnie, będzie bezowocna. Tak się stało w moim przypadku. Nie wiedziałem co to znaczy trwać. I jak mogę trwać w kimś, kto zmarł prawie 2000 lat temu? Dziś wiem.
Jezus zostawił nam swoje nauki. Biblia jest ich pełna. Są w niej słowa nie tylko samego Mesjasza, ale i jego najbliższych uczniów. Czytanie ewangelii, studiowanie Jezusa, jego życia i nauki, jest jednym z elementów trwania w nim. Ale ważniejsza niż to, jest relacja. Ja wchodzę w relację, gdy się wyciszę. W samotności. Zamknięty na cztery spusty we własnym pokoju pragnę bliskości Boga. I gdy się modlę w samotności, on przychodzi. Mówi mi o ludziach, którzy leżą mu na sercu. Mówi o troskach. I mówi jak mam prowadzić swoje życie. A gdy potem wracam do codzienności, często tęsknię. I nic nie sprawia mi tyle radości, co obecność Boga.
Piszę o tym teraz, dlatego że znów tęsknię. Tak naprawdę miałem ostatnio niewiele czasu dla Boga. Jestem tak zalatany, że wolne chwile spędzam na "nic nie robieniu". Nie chce mi się modlić. Moje marzenia - te dobre - wydają się być takie odległe i nieosiągalne.
Dziś, poszwendałem się trochę po chrześcijańskich blogach. I pomyślałem, że muszę sobie przypomnieć jak to się wszystko zaczęło. Wiedziałem, że miało swój początek w 15 rozdziale ewangelii Jana. Wiedziałem, że będzie tam napisane coś o winorośli. Gdy to przeczytałem, łzy same cisnęły mi się do oczu. Przypomniałem sobie wszystko i... chyba znowu się nawróciłem.

Ja jestem prawdziwym szczepem winnym, a mój Ojciec jest tym, który uprawia winnicę.
On to właśnie odcina ode Mnie każdą odrośl nie przynoszącą owocu, każdą zaś, która owoc przynosi, oczyszcza, aby wydawała owoc jeszcze obfitszy.
Nauka, którą wam przekazałem, już uczyniła was czystymi.
Wytrwajcie tedy we Mnie do końca, to i Ja będę trwał w was. Jak latorośl niewszczepiona w winny krzew nie może sama przynosić owocu, tak też i wy, jeśli nie będziecie trwać we Mnie.
Ja jestem winnym krzewem, a wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity. Beze Mnie zaś nic nie możecie uczynić.
Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Zbiera się ją i wrzuca do ognia, na spalenie.
Jeżeli wy będziecie trwać we Mnie, a moje słowa w was, to możecie prosić, o co zechcecie, a wszystko się wam stanie.

Ewangelia wg. św. Jana, rozdział 15, wersety od 1 do 7.

0 komentarze:

Prześlij komentarz