piątek, 22 maja 2009

Czytając A. J. Hoovera

Powoli zapadał wieczór. Światło słoneczne docierało przez warstwę grubych chmur blade i chłodniejsze niż zazwyczaj. Mimo to wybraliśmy się na spacer. Zostawiliśmy samochód zaparkowany pod ścianą lasu i ruszyliśmy wśród wysokiej trawy w kierunku dzikiego sadu. Trzymała mnie za rękę i szła tuz obok. Spoglądała na mnie z uśmiechem dając mi do zrozumienia że mimo chłodu i owadów, wszystko jest w porządku. W jej spojrzeniu i uśmiechu był jakiś blask. Nie jestem pewnie czy to była radość, jej urok czy miłość jaką mnie darzyła.

Miała na sobie płytkie pantofelki na krótkim obcasie (w sam raz na spacer po lesie), żółtą spódnice sięgającą kolan i zieloną bluzeczkę. Jej ciemnorude włosy spływały kaskadami fal na ramiona i dekolt, mijając po drodze głębokie oczy, zaczerwienione policzki i wilgotne usta. Wyglądała przecudnie. Przy niej samo „piękno” milkło w zawstydzeniu.

Doszliśmy do małego, na wpół wyschłego strumyka. W jego korycie znajdowało się więcej trawy i błota niż wody. To czyniło go trudnym do przejścia. A dopiero za nim rozpoczynał się dziki sad, gdzie powyginane jabłonie wznosiły się nad jeziorem świeżej trawy. Obraz jak z bajki. Jak z Raju. Obydwoje chcieliśmy się tam dostać, rozłożyć koc, który trzymałem pod pachą i po prostu leżeć, cieszyć się sobą.

Przeskoczyłem pierwszy. Z ledwością złapałem równowagę. Błoto po drugiej stronie koryta było bardzo śliskie i niestabilne. Odwróciłem się do niej i powiedziałem:
– Dasz radę!
– No jak? – odpowiedziała. – W tych butach? Nie ma mowy o skakaniu! Może spróbuję jakoś przejść!

Próbowaliśmy dłuższą chwilę. Wreszcie dostrzegliśmy w miarę stabilną kępę trawy rosnącą pośrodku strumienia. Wykorzystując ją trzeba było tylko dwóch dużych kroków aby przejść na drugą stronę. Gdy była w połowie drogi, chwyciłem ją za dłoń i przeciągnąłem do siebie...

*****

Fundament apologetyki.
Wiara opiera się na dowodach podawanych z drugiej ręki. Dlatego dowody te nigdy nie będą aż tak wiarygodne jak dowody bezpośrednie. Ale jednak stanowią solidny materiał dowodowy. W sądzie zeznania świadka są dowodem bezpośrednim dla osoby zeznającej. Ale dla ławy przysięgłych są dowodem niebezpośrednim (z drugiej ręki) i leżą w gestii ich wiary.
Wiara musi się opierać na jakimś dowodzie. I tak jak wiara musi być rozsądna, tak samo dowód musi być rozsądny. Nie może być pewny gdyż nie jest bezpośredni. Ale rozsądny – jak najbardziej. Rozum potrzebuje dowodów bezpośrednich, wiara ufa niebezpośrednim takim jak wyniki badań, zeznania świadków.
Wiara w Boga przedstawia masę dowodów na tyle adekwatnych że można śmiało podjąć ryzyko i wykonać skok. W pierwszej chwili nie można być pewnym że grunt po drugiej stronie strumienia jest stabilny, pewny. Ale obserwacja, poszukiwanie dowodów, mogą zasugerować taką możliwość. Mam nadzieję że znajdziesz w sobie tyle odwagi aby przeskoczyć. Albo że znajdziesz osobę, która pomoże zrobić ci ten krok.
Moja wiara jest świadomym zaufaniem, racjonalnym, na podstawie dowodów. Bóg nie raz mi udowodnił że istnieje i że jest godny zaufania. Dlatego wierzę...

1 komentarze:

Szara pisze...

Kiedy coś opisujesz, wszystko wydaje się jeszcze piękniejsze...


Wiara podparta dowodami... oczywiście, że musi taka być. Nasza wiara nie może być tylko łatwowiernością. Ja wiem, że wierzę... dlaczego ? Bo prawdziwie doświadczam Boga, który daje mi dowody swojej obecności w codziennym życiu.

<3

Prześlij komentarz