wtorek, 4 grudnia 2007

Siła modlitwy

Wieczór, 23 listopada.

Wczoraj zabrano Mariolkę i Monikę do Domu Dziecka. A dziś pojechałem zobaczyć co u niej słychać. Najpierw porozmawiałem z pracownikiem socjalnym oraz psychologiem – paniami, które opiekują się dziewczynkami. Wszyscy doszliśmy do wniosku że dobrze byłoby współpracować w celu jak najszybszego powrotu dziewczynek do domu. Spytałem czy mógłbym przywieźć do dziewczynek ich przyjaciółki ze świetlicy (Karolinkę i Anię). Niestety dostałem negatywną odpowiedź. Opiekunki doszły do wniosku, że lepiej aby Mariolka i Monika spróbowały się zaaklimatyzować w nowym miejscu. A na gości przyjdzie czas później. Nie nalegałem.

Później poszedłem do pokoju dziewczynek. Ku mojemu zadowoleniu, obie były uśmiechnięte i zadowolone. Cieszyły się że mają okazję odetchnąć od sytuacji w domu. Porozmawialiśmy chwilę o tym dlaczego tu trafiły, jak im się mieszka w nowym miejscu, jakich mają kolegów... cieszyłem się, że są zadowolone.

Później pojechałem na świetlicę. W krótkiej rozmowie z Anią i Karoliną, powiedziałem im że nie uda nam się dziś odwiedzić Mariolki. Były załamane. A po świetlicy zrobiliśmy sobie grupę. Najpierw porozmawialiśmy o tym, jaka jest przyczyna całej sytuacji. I doszliśmy do wspólnego wniosku że to, że spotyka nas w życiu coś złego jest winą innych ludzi lub naszej głupoty. A Bóg się nie wtrąca w nasze życie tak długo, jak długo tego nie chcemy. Potem zaproponowałem dziewczyną, że pojedziemy w trzy miejsca aby się pomodlić. Pierwszym miejscem miał być dom Mariolki i Moniki. Mieliśmy się tam pomodlić o rodziców dziewczynek i o szybkie naprawienie całej sytuacji rodzinnej. Drugim miejscem miał być sąd. Tam mieliśmy się modlić o panią kurator. Ostatnim miejscem miał być dom dziecka, gdzie mieliśmy się modlić o Mariolkę i Monikę. Dziewczyny były bardzo zachęcone. I zanim wyszliśmy do samochodu, chciały się pomodlić. Obie pomodliły się oto, aby miały możliwość zobaczyć Mariolę chociaż przez pięć minut.

Po jakiejś pół godzinie znaleźliśmy się pod domem dziecka. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy pod drzwi – dziewczyny miały listy, które chciały przekazać wychowawcy. Najpierw wszedłem ja, aby z wychowawcą porozmawiać. Ku mojemu zdziwieniu ów człowiek zgodził się na piętnastominutowe spotkanie dziewczynek.

Gdy wychodziliśmy z domu dziecka (już po spotkaniu), dziewczyny zaczęły mi dziękować. Odpowiedziałem im że to przecież nie mnie prosiły o to spotkanie. I że to zasługa Pana Boga. Zaraz potem zaczęły dziękować Jemu w modlitwie.

Może myślisz że to zbieg okoliczności? Myśl co chcesz. Ale z takich zbiegów okoliczności składa się moje życie. I ja osobiście widzę w tym działanie mojego Ojca.

0 komentarze:

Prześlij komentarz